Łączna liczba wyświetleń

piątek, 30 listopada 2012

#50 Louis.

#50

Miłość, radość, zaufanie. To uczucia których nie byłam w stanie poczuć w obecności mojego narzeczonego. Moi rodzice, bez względu na moją decyzję, ‘oddali’ moją rękę synowi  o wiele bogatszych od siebie ludzi. Małżeństwo z przymusu nie jest czymś czego można komuś pozazdrościć. To było piekło, które musiałam przejść sama.  ‘Idąc drogę wiodącą do nikąd’ na mojej drodze stanął Louis. Chłopak o zawsze pogodnym wyrazie twarzy, niebiesko-szarych oczach i przecudownym uśmiechem podkreślającym jego całość. Między nami doszło do czegoś poważniejszego. To z nim przeżyłam wszystkie dobre chwile. To właśnie on dostarczył mi wymienionych wyżej uczuć. Na jego widok moja dusza tańczyła dziki taniec, moje serce waliło niczym oszalałe, a jego słowa i obietnice zdawały się być szczersze od  wszystkiego na tym dziwnym świecie, pełnym okropnych ludzi. Ciepło ciała Tomlinson zawsze otulało moją delikatną skórę dając mi przy tym multum przyjemności i rozkoszy. Nie raz dochodziło między nami do czegoś więcej jak tylko namiętne pocałunki. Robiliśmy to każdego tygodnia. Wyślizgiwałam się wtedy z domu pod pretekstem nauki z [I.T.P], która zawsze mnie kryła. Louis wiedział o Jacobie. Zdawał sobie doskonale, że razem dokonujemy zdrady. Ani mnie, ani jego nie ruszała ta myśl. On go nie znał, a ja nie kochałam go i nigdy nie pokocham. Był zadufany w sobie. Wydawało mu się, że jak ma pieniądze może mieć wszystko. Niestety ma za duże mniemanie na ten temat. Miłości, ani przyjaźni za pieniądze się nie kupi! Takie moje skromne zdanie na ten temat.
*
-Nie żałujesz, że kiedykolwiek wmieszałem się w twoje życie? – zapytał Lou gdy leżałam wtulając się w jego tors. Uniosłam głowę i spojrzałam na niego. Delikatnie musnęłam jego wargi.
-Jesteś najlepszym co mnie w  życiu spotkało. – ponownie złączyłam nasze usta w całość. Nasze pocałunki przerodziły się w coś więcej. Co chwile pogłębialiśmy go tworząc niesamowite doznania. Tommo nachylił się nade mną podpierając się jedynie jedną dłonią. Łapczywie piszcie moje usta nie dając mi ani chwili na wytchnienie lub chociażby nabranie w płuca powietrza. Tak było za każdym razem. Zawsze namiętnie, aczkolwiek delikatnie i z uczuciem. Był tylko dla mnie, u mojego boku. Pomimo nieprzyjemnych życiowych potknięć, przeszkód i nic nieznaczących detali byliśmy szczęśliwi razem. Kochałam go z każdym dniem bardziej i nie wyobrażałam sobie już dnia spędzonego bez Louisa. Był moim tlenem, którego potrzebowałam do życia i normalnego funkcjonowania. Znaczył dla mnie więcej niż wszystkie pieniądze tego świata.
*
-Jak mogłaś mi to zrobić? Jesteś podła! Przecież mnie kochałaś! – krzyczał Jacob.
-Nigdy tak nie powiedziałam. – powiedziałam cicho nie patrząc mu w oczy. Mimo wszystko nie potrafiłam tego zrobić. Nie kochałam go, ale trudno było podejść do niego i powiedzieć : ‘Ey ty! Zdradziłam cię z innym, a teraz dodatkowo jestem z nim w ciąży!’
-Jak ty to sobie teraz wyobrażasz?! – co raz bardziej podnosił ton. – Może jeszcze powiesz, że jesteś z nim w ciąży?!
-Taka prawda. – powiedział półszeptem.
-Co takiego?!
-Jestem z nim w ciąży! – krzyknęłam. Jacob szybko skierował się do wyjścia. Wychodząc trzasnął drzwiami. Nie wiedziałam co dalej o tym myśleć. Niby nie zależało mi na nim, ale nie chciałam wracać do rodziców. Szukali mi kandydatów na potencjalnego małżonka przez wiele długich miesięcy. Kiedy w końcu znaleźli wymarzonego i dodatkowo zamożnego  zięcia, postawili mi ultimatum: albo wyjdę  niego za mąż, albo mam nie pokazywać się w domu. Nie ma to jak kochający rodzice. Kiedy o tym myślałam robiło mi się nie dobrze, że wychowywali mnie tacy materialiści dla których liczy się wyłącznie kasa, a nie szczęście ich jedynej córki.
*
-Wymyśliliśmy wspólnie rozwiązanie! – powiedział mój ojciec.
-Wyjedziesz na wieś. Tam urodzisz dziecko, a następnie oddamy je w ręce innej rodzinie. – dokończyła mama.
-Jeżeli się na to zgodzisz będę w stanie ci wybaczyć. Oczywiście musisz zakończyć ten idiotyczny romans. – odparł Gallmaher.
-A jeżeli ja się nie zgodzę? – zapytałam.
-To wychowasz swoje dziecko sama na ulicy! – zbulwersował się tata.
-[T.I], kochanie bądź rozważna. Istnieje jedno dobre rozwiązanie. Będziesz przez to szczęśliwa. – dodała moja rodzicielka.
-Guzik wiecie o moim szczęściu. – powiedziałam wychodząc z tamtego pomieszczenia w którym panowała okropna atmosfera. Jak oni w ogóle śmiali mi takie coś zaproponować. To niedorzeczne. Mimo, że był to dopiero początek ciąży ja już pokochałam to dzieciątko. Jakbym mogła je kiedykolwiek oddać?!
*
W uchu cały czas rozbrzmiewał mi dzwonek mojej komórki. Piosenka ‘One love’ w wykonaniu Justina Biebera, która rozbrzmiewała za każdym razem gdy dzwonił Louis, tego dnia dało słyszeć się ją na okrągło. Na wyświetlaczu miałam 46 nieodebranych połączeń właśnie od niego. Z każdym kolejnym razem moje serce pękało na pół. Już do końca życia miałam nie usłyszeć jego cudownego głosu, nie miało być dane mi już nigdy tonąć w jego tęczówkach. Bolało. Cholernie bolało. Nie mogłam odebrać od niego telefonu. Zabronili mi ci, którym podobno na moim szczęściu zależy najbardziej. Jak mogłam się tak pomylić?!  Jak w ogóle śmiałam myśleć inaczej. Moi rodzice muszą widzieć w czymś zysk, żeby uznać to za szczęście. Jacob Gallmaher był dla nich istną kopalnią złota. A ja w tych wszystkich układach jestem tylko jakimś pieprzonym breloczkiem!
*
Minęło kilka dni. Tego dnia miałam wyjechać  na wieś. Spakowana czekałam aż moi rodzice pojawią się wraz z moim przyszłym mężem w domu. Nie musiałam długo czekać. Od razu gdy zeszłam na dół oni wchodzili akurat do domu.
-Jedziemy! – krzyknął tata, po czym zabrał mój bagaż mi wyszedł przez frontowe drzwi. Spojrzałam na rodzinny dom i podobnie jak ojciec przed kilkoma minutami opuściłam budynek. Skierowałam się w stronę samochodu. Cały czas patrzyłam pod nogi. Nie chciałam zawiązać kontaktu wzrokowego z żadnym z nich. Z ich oczu tryskała zbyt wielka euforia. Bezsensowna euforia. Nie wiem nawet z czego tak bardzo się cieszyli. Może dlatego że sprawiali mi nie wyobrażalny ból, czy może z powodu iż  lubią patrzeć jak człowiek cierpi.
-[T.I]! – usłyszałam po chwili bardzo dobrze znany mi głos. – [T.I], poczekaj!
Podbiegł do mnie . Ujął moją twarz w jego silne dłonie i złożył pocałunek na moich wargach. Wywołało to u mnie łzy. Ba! Nawet bym powiedziała wodospad łez.
-Co się z tobą działo ostatnio? Dlaczego nie odbierałaś? Martwiłem się!
-Jacob się dowiedział o wszystkim. O mnie i o tobie. O naszym dziecku… - Louis wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.
-To znaczy, że zostanę ojcem? – zapytał niepewnie.
-Tak. – powiedziałam cicho. Chłopak od razu uśmiechnął się.
-Będę ojcem! – krzyknął unosząc mnie ponad ziemię.
-Odstaw ją na ziemię. – usłyszeliśmy głos dochodzący zza jego pleców.
-A jak nie to co?! – warknął Tommo.
-Pożałujesz tego. Ona wyjeżdża. Tam zamieszka. Nie wróci już tutaj. Zostawi cię samego.
-Ona zostanie i zamieszka ze mną. A za dziewięć miesięcy urodzi się nasze dziecko, które będę kochał tak samo jak mamę mojego przyszłego syna lub córki. – Tomlinson mocno chwycił moją dłoń. Jacob dostrzegł w oka mgnieniu ten gest i znacząco zmarszczył brwi.
-Czyżby? – podszedł do Lou bliżej. Wymierzył mu cios prosto w nos. Louis pogładził się w miejscu w które przed chwilą oberwał. Na twarzy mojego kochanka zagościł złośliwy uśmieszek.
-Chodź [T.I]. Idziemy w miejsce w którym będziemy bardziej szczęśliwi.  – zwrócił się do mnie Boobear. -  A co do ciebie, to bijesz jak baba. – ujął moją dłoń ponownie i prowadził w kierunku swojego domu. Odwróciłam głowę do tyłu. Ku mojemu zaskoczeniu Jacob nic nie robił. Cała ta sytuacja wydała mi się zbyt dziwna i piękna za razem. Gallmaher stał w miejscu i pomału wypuszczał powietrze ze swoich płuc. Przymknął oczy i nie z tego ni z owego odwrócił się w tył i z całej siły kopnął w czarne drzwi samochodu. Tamtego dnia widziałam go po raz ostatni w życiu. Jak donosiły zabił się. Nie byłam tego przyczyną. Przed śmiercią napisał, że wybacza mi co zrobiłam. A nazajutrz na pierwszych stronach gazet ukazał się artykuł, który mówił o samobójstwie młodego biznesmena  z powodu bankructwa jego firmy. Uwolniłam się od niego. Nabrałam w płuca powietrza. Miałam w swoim życiu podporę. Do dzisiaj jest nią nie kto inny jak Louis Tomlinson. Mój mąż i ojciec małego Charliego.
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM!
miałam dodać tego imagina w środku tygodnia, ale nie miałam czasu.
każdy z Was na pewno dobrze mnie zrozumie.
szkoła...
*
pomimo tego mam nadzieję, że imagin Wam się spodoba.
dla mnie jest nijaki, ale być może że komuś przypadnie do gustu.: )
piszcie co myślicie w komentarzach.
10+komentarzy = next imagine.: )



12 komentarzy:

  1. Jest świetny.<3
    czekam na następnego imagin'a.;3

    OdpowiedzUsuń
  2. O mamusiu, jakie to piękne ♥
    Cuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuudo! Tyle mogę napisać!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nijaki ? żartujesz sobie ?!
    Jest cudowny , nigdy nie czytałam takiego imagina . To najlepszy jaki czytałam ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezuśku jak ja kocham Twoje imaginy <33
    Czekam na next ;p

    OdpowiedzUsuń
  5. cześć :) na blogu http://beautiful-famous-and-rich.blogspot.com/ pojawił się nowy rozdział z perspektywy Jenny. Jeśli zawsze wydawało ci się, że szkolna elita wspaniale bawi się na balach maturalnych, to ten rozdział pokazać ci może, że nie wszystko jest takie wspaniałe. w osobnym poście, który nosi nazwę "wyniki konkurs", jak sama nazwa wskazuje znajdują się wyniki. prace wygranych osób mogą cię bardzo zainteresować. przepraszam za spam ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. hehe ;d oczywiście, że mi się podoba - zresztą wszystko co piszesz ;))) kocham twojego bloga, twoje imaginy i twój styl pisania, dlatego zawsze czekam na notkę kolejna z niecierpliwością ♥
    uwielbiam cie ;***
    taa, tak pewnie teraz myślisz, że jestem jakaś głupia, ale taka prawda ;pp
    i cóż wariatka ze mnie ;)))
    wspaniale...
    pozdrawiam ;*** hid.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny, bardzo pomysłowy
    Zazdroszczę Ci talentu :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudooowne.!:***

    OdpowiedzUsuń
  9. Zajebisty <3333333

    OdpowiedzUsuń