#45
Święta to magiczny czas. Spędza się go w gronie najbliższych
i najważniejszych. Boże Narodzenie to okres w którym wybacza się wszystko co
złe. To czas kiedy ludzie czekają na Dzieciątko. Uwielbiam te święta. Wspólne
pieczenie ciasteczek, kolacja wigilijna, ogień w kominku, jemioła, choinka. To
wszystko napawa mnie radością. Czerpię z tego ogromną przyjemność. Na
tegoroczną Wigilię zostałam zaproszona do rodzinnego domu Louisa. Chłopak
doskonale wiedział, że gdyby nie jego zaproszenie spędzałabym święta sama.
Doceniam to. Tommo to naprawdę cudowny przyjaciel, którego nie jeden
pozazdrościłby mi. Chłopak troszczy się o mnie, chodzi ze mną na zakupy,
wspiera. W moim sercu jest osobna przegródka dla niego. Zawsze tam pozostanie.
Kocham go. Jak przyjaciela, a nawet jak kogoś więcej. Jesteśmy idealnie ze sobą
zgrani. Dwójka dorosłych wariatów, zachowująca się często jak małe dzieci.
Uwielbiam jego poczucie humoru. Akceptuje każde jego wady, których jest
naprawdę niewiele. Dłuższa jego nieobecność zasmuca mnie, wpędza w dołek. On
doskonale o tym wie i stara się spędzać ze mną każdą wolną chwilę. Nie wymagam
tego od niego. Robi to z własnej woli. Mój jedyny i niepowtarzalny przyjaciel.
Właśnie. Tylko przyjaciel…
*
-Trochę się obawiam, że ten prezent może nie spodobać się
Lottie. – w czasie jazdy do Doncaster byłam pełna obaw. Zupełnie tak jakbym
była jego dziewczyną i bała się o to że jego rodzina mnie nie zaakceptuje. Moim
największym problemem był wybór prezentów dla osób, których tak naprawdę nie
znam. Nie mogłam wwalić się komuś na Wigilię bez chociażby drobnego upominku.
To nie w moim stylu.
-Oj daj spokój. Na pewno jej się spodoba. Poza tym mówiłem
ci żebyś niczego nie kupowała. – uspokajał mnie.
-A ja ci mówiłam, że nie pojadę tam bez prezentu dla twojej
rodziny. Lou, traktuje cię jak rodzinę, więc reszta Tomlinsonów też do niej po
części należy. – uśmiechnęłam się.
-Tak wiem. – odwzajemnił uśmiech. – A teraz może prześpij
się. Przed nami długa droga.
Posłuchałam go. Zamknęłam oczy i zasnęłam. Byłam za bardzo
zmęczona nieprzespaną nocą.
*
-Ey śpiochu! Wstawaj. Jesteśmy na miejscu. – poczułam, że
ktoś trąca mnie w ramię. Otworzyłam oczy i ujrzałam za szybą samochodu Louisa
duży, piękny dom przyozdobiony różnorakimi lampkami i ozdobami świątecznymi.
Przed budynkiem stał średniej wielkości bałwan z marchewkowym nosem,
węgielkowymi oczami i guzikami. – Nie wiem jak można tak marnować marchewki.
Zaczęliśmy się śmiać. Marchewki to ulubione warzywo Lou. Za
każdym razem gdy do mnie przychodzi mówi wcześniej, żebym kupiła owe warzywo.
To taka jego wielka słabość.
Wysiedliśmy z samochodu. Podeszliśmy pod dwuczęściowe białe
drzwi. Nad nimi wisiała drewniana tabliczka z napisem ‘Tomlinson Family’.
Uśmiechnęłam się mimowolnie widząc to. Czułam, że to będą udane święta.
Louis zadzwonił dzwonkiem do drzwi i po chwili jedna część
prostokąta otworzyła się. Ze środka wyjrzała mała blondyneczka w czerwonej
sukience.
-Louis! – krzyknęła rzucając się chłopakowi na szyje. Tommo
bardzo mocno przytulił ją do siebie. Ku mojemu zdziwieniu kiedy mała oderwała
się od niego przytuliła się do mnie. Bez wahania odwzajemniłam uścisk.
Weszliśmy do środka. W korytarzu zgromadziła się cała rodzina Tomlinsonów.
Wchodząc uśmiechnęłam się, żeby zrobić pierwsze dobre wrażenie.
-Mój Boo Bear wrócił do domu!
-Mamo, no proszę cię. – zawstydził się. – Poznaj [T.I].
-Louis mówił, że jesteś ładna, ale nie wspominał że aż tak.
– przeniosłam wzrok na chłopaka, a on uroczo się zarumienił. – Witaj w naszym
domu. Miło mi cię poznać. Lou dużo o
tobie opowiadał. Nie mogłam się doczekać kiedy do nas przyjedziesz. Tak jak cała
nasza rodzina. – kobieta mocno przytuliła mnie.
-Mnie również miło panią poznać.
-Oh daj spokój z panią. Jestem Johannah, ale mów mi Jay. –
uśmiechnęła się. Późniejszy czas zleciał mi na zapoznawaniu się z rodziną
chłopaka. Dużo rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Opowiadałam im trochę o Polsce.
Byli zachwyceni naszą kulturą. Powiedziałam im nawet jak brzmią ich imiona po
polsku. Często reagowali śmiechem na polskie odpowiedniki. Czas mijał nam
naprawdę bardzo szybko. Czułam się jak u siebie w domu. Czułam się częścią
rodziny Tomlinsonów.
*
Zaproponowałam Jay, że pomogę jej przy zmywaniu naczyń.
Zgodziła się. Rozmawiałyśmy o tym czym chciałabym się kiedyś zajmować. Dowiedziałam
się wiele nowych rzeczy o Lou. Johannah była dla mnie jak druga matka. Ona sama
traktowała mnie jak swoją piątą córkę. To było niesamowite.
-No to powiedz mi [T.I], jak układa ci się z moim synem? –
zdziwiło mnie trochę to pytanie.
-Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Jest wspaniałym człowiekiem.
-Zaraz. To wy nie jesteście razem? – zapytała zdziwiona.
Zaprzeczyłam. – To dziwne. Louis zawsze przywoził do swojego rodzinnego domu
dziewczyny na których mu naprawdę zależało. Z którymi wiązał plany na przyszłość.
Zaciekawiło mnie to. Skoro tak jest to dlaczego mnie tu
przywiózł. A może… Nie. To nie mogłaby być prawda. Ja i on razem. Przecież nie
jestem w jego typie. Jedno zaprzeczało drugie. W głowie miałam mentlik.
Powiedziałam, że idę się przejść. Jay przestrzegła mnie żebym tylko się nie
zgubiła i nie wracała zbyt późno. Zakładając płaszcz w holu usłyszałam głos
Lou. Był coraz bliżej mnie.
-Wybierasz się gdzieś? – zapytał.
-Idę się przejść. – uśmiechnęłam się. – Chcesz iść ze mną?
-Jasne. – wtedy chłopak szybko naciągnął na siebie swoją
kurtkę, buty i wyszliśmy z domu. Na początku nie odzywaliśmy się. Szliśmy w
ciszy. Ja patrzyłam w chodnik, a on przed siebie. Stęsknił się za swoim
rodzinnym miastem. To było zrozumiałe. Coś mnie pchnęło i zachęcało, żeby wyznać
mu prawdę. Żeby powiedzieć mu jakim uczuciem tak naprawdę go darzę. Wahałam
się. Podjęłam jednak decyzję.
-Muszę ci coś powiedzieć. – powiedzieliśmy oboje w jednym
czasie. Przystanęliśmy na chwilę i popatrzyliśmy się po sobie.
-Mów pierwsza. – powiedział Tommo śmiejąc się przy tym.
-To może ty zacznij. – nie chciałam mówić pierwsza.
-To może powiemy to w jednym czasie? –zaproponował.
-Dobrze. To na trzy, cztery.
TRZY, CZTE-RY!
-Kocham cię Louis/ [T.I]. – wypowiedzieliśmy równo. Moje
źrenice poszerzyły się. Nie mogłam uwierzyć, że to prawda. Chłopak w którym
jestem zakochana już od dawna odwzajemnia moje uczucie. To najlepsze co mogło
się przytrafić w te święta.
Lou przybliżył swoją twarz do moje. Pogładził mnie
delikatnie po policzku i złożył subtelny, ale za razem namiętny pocałunek na
moich ustach. Poczułam to co chciałam poczuć od dawna. Poczułam smak ust
Louisa. To jest nie do opisania. To magia. Czysta magia. Której nie może złamać
nic, ani nikt. To najsilniejsze zaklęcie na tym świecie. To niepodważalne
uczucie i pasja. To jest po prostu miłość…
no to mamy świąteczny imagin z Louisem.: )
ta koncówka jest trochę niedociśnięta i przepraszam za to.;*
postaram się poprawić.
a no i przepraszam za jakiekolwiek błędy. ;3
*
piszcie jak Wam się podobało.;*
10+komentarzy= next imagine.: )
Świetny!!
OdpowiedzUsuńbooże to to jest po prostu boskie . Strasznie podobają mi się twoje imaginy <3
OdpowiedzUsuńwejdziesz i skomentujesz ? liczę , że Ci się spodoba i nawet zaobserwujesz :D : sameemistakess.blogspot.com/
+ dodaje do obserwujących i prosze Cię dodawaj więcej z Louisem :D :D
Usuńcudowny imagin ♥
OdpowiedzUsuńkocham święta i magie im towarzyszącą ;pp
dlatego pomysł genialny ((:
pozdrawiam ;*** hid.bloog.pl
Kocham <333
OdpowiedzUsuńZajebisty
OdpowiedzUsuńCudowny kocham święta
OdpowiedzUsuńKocham twoje imaginy a najbardziej te z Louisem
OdpowiedzUsuńMasz talent dziewczyno
OdpowiedzUsuńZajefajny
OdpowiedzUsuńKiedy następny imagin ? :*