#50
Miłość, radość, zaufanie. To uczucia których nie byłam w
stanie poczuć w obecności mojego narzeczonego. Moi rodzice, bez względu na moją
decyzję, ‘oddali’ moją rękę synowi o
wiele bogatszych od siebie ludzi. Małżeństwo z przymusu nie jest czymś czego
można komuś pozazdrościć. To było piekło, które musiałam przejść sama. ‘Idąc drogę wiodącą do nikąd’ na mojej drodze
stanął Louis. Chłopak o zawsze pogodnym wyrazie twarzy, niebiesko-szarych
oczach i przecudownym uśmiechem podkreślającym jego całość. Między nami doszło
do czegoś poważniejszego. To z nim przeżyłam wszystkie dobre chwile. To właśnie
on dostarczył mi wymienionych wyżej uczuć. Na jego widok moja dusza tańczyła
dziki taniec, moje serce waliło niczym oszalałe, a jego słowa i obietnice zdawały
się być szczersze od wszystkiego na tym
dziwnym świecie, pełnym okropnych ludzi. Ciepło ciała Tomlinson zawsze otulało
moją delikatną skórę dając mi przy tym multum przyjemności i rozkoszy. Nie raz
dochodziło między nami do czegoś więcej jak tylko namiętne pocałunki. Robiliśmy
to każdego tygodnia. Wyślizgiwałam się wtedy z domu pod pretekstem nauki z
[I.T.P], która zawsze mnie kryła. Louis wiedział o Jacobie. Zdawał sobie
doskonale, że razem dokonujemy zdrady. Ani mnie, ani jego nie ruszała ta myśl.
On go nie znał, a ja nie kochałam go i nigdy nie pokocham. Był zadufany w
sobie. Wydawało mu się, że jak ma pieniądze może mieć wszystko. Niestety ma za
duże mniemanie na ten temat. Miłości, ani przyjaźni za pieniądze się nie kupi!
Takie moje skromne zdanie na ten temat.
*
-Nie żałujesz, że kiedykolwiek wmieszałem się w twoje życie?
– zapytał Lou gdy leżałam wtulając się w jego tors. Uniosłam głowę i spojrzałam
na niego. Delikatnie musnęłam jego wargi.
-Jesteś najlepszym co mnie w
życiu spotkało. – ponownie złączyłam nasze usta w całość. Nasze
pocałunki przerodziły się w coś więcej. Co chwile pogłębialiśmy go tworząc
niesamowite doznania. Tommo nachylił się nade mną podpierając się jedynie jedną
dłonią. Łapczywie piszcie moje usta nie dając mi ani chwili na wytchnienie lub
chociażby nabranie w płuca powietrza. Tak było za każdym razem. Zawsze
namiętnie, aczkolwiek delikatnie i z uczuciem. Był tylko dla mnie, u mojego
boku. Pomimo nieprzyjemnych życiowych potknięć, przeszkód i nic nieznaczących
detali byliśmy szczęśliwi razem. Kochałam go z każdym dniem bardziej i nie
wyobrażałam sobie już dnia spędzonego bez Louisa. Był moim tlenem, którego
potrzebowałam do życia i normalnego funkcjonowania. Znaczył dla mnie więcej niż
wszystkie pieniądze tego świata.
*
-Jak mogłaś mi to zrobić? Jesteś podła! Przecież mnie
kochałaś! – krzyczał Jacob.
-Nigdy tak nie powiedziałam. – powiedziałam cicho nie
patrząc mu w oczy. Mimo wszystko nie potrafiłam tego zrobić. Nie kochałam go,
ale trudno było podejść do niego i powiedzieć : ‘Ey ty! Zdradziłam cię z innym,
a teraz dodatkowo jestem z nim w ciąży!’
-Jak ty to sobie teraz wyobrażasz?! – co raz bardziej
podnosił ton. – Może jeszcze powiesz, że jesteś z nim w ciąży?!
-Taka prawda. – powiedział półszeptem.
-Co takiego?!
-Jestem z nim w ciąży! – krzyknęłam. Jacob szybko skierował
się do wyjścia. Wychodząc trzasnął drzwiami. Nie wiedziałam co dalej o tym
myśleć. Niby nie zależało mi na nim, ale nie chciałam wracać do rodziców.
Szukali mi kandydatów na potencjalnego małżonka przez wiele długich miesięcy.
Kiedy w końcu znaleźli wymarzonego i dodatkowo zamożnego zięcia, postawili mi ultimatum: albo
wyjdę niego za mąż, albo mam nie
pokazywać się w domu. Nie ma to jak kochający rodzice. Kiedy o tym myślałam
robiło mi się nie dobrze, że wychowywali mnie tacy materialiści dla których
liczy się wyłącznie kasa, a nie szczęście ich jedynej córki.
*
-Wymyśliliśmy wspólnie rozwiązanie! – powiedział mój ojciec.
-Wyjedziesz na wieś. Tam urodzisz dziecko, a następnie
oddamy je w ręce innej rodzinie. – dokończyła mama.
-Jeżeli się na to zgodzisz będę w stanie ci wybaczyć.
Oczywiście musisz zakończyć ten idiotyczny romans. – odparł Gallmaher.
-A jeżeli ja się nie zgodzę? – zapytałam.
-To wychowasz swoje dziecko sama na ulicy! – zbulwersował
się tata.
-[T.I], kochanie bądź rozważna. Istnieje jedno dobre
rozwiązanie. Będziesz przez to szczęśliwa. – dodała moja rodzicielka.
-Guzik wiecie o moim szczęściu. – powiedziałam wychodząc z
tamtego pomieszczenia w którym panowała okropna atmosfera. Jak oni w ogóle śmiali
mi takie coś zaproponować. To niedorzeczne. Mimo, że był to dopiero początek
ciąży ja już pokochałam to dzieciątko. Jakbym mogła je kiedykolwiek oddać?!
*
W uchu cały czas rozbrzmiewał mi dzwonek mojej komórki.
Piosenka ‘One love’ w wykonaniu Justina Biebera, która rozbrzmiewała za każdym
razem gdy dzwonił Louis, tego dnia dało słyszeć się ją na okrągło. Na
wyświetlaczu miałam 46 nieodebranych połączeń właśnie od niego. Z każdym
kolejnym razem moje serce pękało na pół. Już do końca życia miałam nie usłyszeć
jego cudownego głosu, nie miało być dane mi już nigdy tonąć w jego tęczówkach.
Bolało. Cholernie bolało. Nie mogłam odebrać od niego telefonu. Zabronili mi
ci, którym podobno na moim szczęściu zależy najbardziej. Jak mogłam się tak
pomylić?! Jak w ogóle śmiałam myśleć
inaczej. Moi rodzice muszą widzieć w czymś zysk, żeby uznać to za szczęście.
Jacob Gallmaher był dla nich istną kopalnią złota. A ja w tych wszystkich
układach jestem tylko jakimś pieprzonym breloczkiem!
*
Minęło kilka dni. Tego dnia miałam wyjechać na wieś. Spakowana czekałam aż moi rodzice
pojawią się wraz z moim przyszłym mężem w domu. Nie musiałam długo czekać. Od
razu gdy zeszłam na dół oni wchodzili akurat do domu.
-Jedziemy! – krzyknął tata, po czym zabrał mój bagaż mi
wyszedł przez frontowe drzwi. Spojrzałam na rodzinny dom i podobnie jak ojciec
przed kilkoma minutami opuściłam budynek. Skierowałam się w stronę samochodu.
Cały czas patrzyłam pod nogi. Nie chciałam zawiązać kontaktu wzrokowego z
żadnym z nich. Z ich oczu tryskała zbyt wielka euforia. Bezsensowna euforia.
Nie wiem nawet z czego tak bardzo się cieszyli. Może dlatego że sprawiali mi
nie wyobrażalny ból, czy może z powodu iż
lubią patrzeć jak człowiek cierpi.
-[T.I]! – usłyszałam po chwili bardzo dobrze znany mi głos.
– [T.I], poczekaj!
Podbiegł do mnie . Ujął moją twarz w jego silne dłonie i
złożył pocałunek na moich wargach. Wywołało to u mnie łzy. Ba! Nawet bym
powiedziała wodospad łez.
-Co się z tobą działo ostatnio? Dlaczego nie odbierałaś?
Martwiłem się!
-Jacob się dowiedział o wszystkim. O mnie i o tobie. O
naszym dziecku… - Louis wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.
-To znaczy, że zostanę ojcem? – zapytał niepewnie.
-Tak. – powiedziałam cicho. Chłopak od razu uśmiechnął się.
-Będę ojcem! – krzyknął unosząc mnie ponad ziemię.
-Odstaw ją na ziemię. – usłyszeliśmy głos dochodzący zza
jego pleców.
-A jak nie to co?! – warknął Tommo.
-Pożałujesz tego. Ona wyjeżdża. Tam zamieszka. Nie wróci już
tutaj. Zostawi cię samego.
-Ona zostanie i zamieszka ze mną. A za dziewięć miesięcy
urodzi się nasze dziecko, które będę kochał tak samo jak mamę mojego przyszłego
syna lub córki. – Tomlinson mocno chwycił moją dłoń. Jacob dostrzegł w oka
mgnieniu ten gest i znacząco zmarszczył brwi.
-Czyżby? – podszedł do Lou bliżej. Wymierzył mu cios prosto
w nos. Louis pogładził się w miejscu w które przed chwilą oberwał. Na twarzy
mojego kochanka zagościł złośliwy uśmieszek.
-Chodź [T.I]. Idziemy w miejsce w którym będziemy bardziej
szczęśliwi. – zwrócił się do mnie
Boobear. - A co do ciebie, to bijesz jak
baba. – ujął moją dłoń ponownie i prowadził w kierunku swojego domu. Odwróciłam
głowę do tyłu. Ku mojemu zaskoczeniu Jacob nic nie robił. Cała ta sytuacja
wydała mi się zbyt dziwna i piękna za razem. Gallmaher stał w miejscu i pomału
wypuszczał powietrze ze swoich płuc. Przymknął oczy i nie z tego ni z owego
odwrócił się w tył i z całej siły kopnął w czarne drzwi samochodu. Tamtego dnia
widziałam go po raz ostatni w życiu. Jak donosiły zabił się. Nie byłam tego
przyczyną. Przed śmiercią napisał, że wybacza mi co zrobiłam. A nazajutrz na
pierwszych stronach gazet ukazał się artykuł, który mówił o samobójstwie
młodego biznesmena z powodu bankructwa
jego firmy. Uwolniłam się od niego. Nabrałam w płuca powietrza. Miałam w swoim
życiu podporę. Do dzisiaj jest nią nie kto inny jak Louis Tomlinson. Mój mąż i
ojciec małego Charliego.
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM!
miałam dodać tego imagina w środku tygodnia, ale nie miałam czasu.
każdy z Was na pewno dobrze mnie zrozumie.
szkoła...
*
pomimo tego mam nadzieję, że imagin Wam się spodoba.
dla mnie jest nijaki, ale być może że komuś przypadnie do gustu.: )
piszcie co myślicie w komentarzach.
10+komentarzy = next imagine.: )