Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 28 marca 2013

#95 Niall PART~7~

#95

-To chyba logiczne, ale pochwal się z kim spałaś. – wybuchła Lucy. Wtedy już wiedziałam o co się rozchodzi. Nie miałam już jak wybrnąć. Wiedziałam, że jeśli będę dalej brnęła w kłamstwo tylko pogorszę sytuację.
-Ey, Ey. Spokojnie. – włączył się Greg.
-Jak mam być spokojna?! Wykorzystała mnie! Mojego ojca! Was!
-Mnie w żaden sposób nie wykorzystała! – blond włosy chłopak wstał i krzyknął. Wszyscy spojrzeli na niego.
-Oj, ale jesteś głupi. Oczywiście, że to zrobiła. – Lucy ujęła jego twarz w dłonie i zrobiła w podobny sposób jak starsze ciotki robią z dziećmi. – Wykorzystała twoją głupotę i naiwność. – Niall strącił jej dłonie z jego twarzy.
-Nie masz prawa tak mówić! – ponownie krzyknął.
-Montgomery nie pozwalaj sobie na zbyt wiele, a ty młody siadaj na miejsce i siedź cicho. – zarządził brat Niallera. – [T.I] powiedz na spokojnie jak to wtedy było. Jeżeli przyznasz, że jej zarzuty są bezpodstawne, będziemy w stanie zapomnieć o całym tym incydencie. – spojrzałam na twarz Greg. Wiedziałam, że robi to tylko po to, żeby uratować mnie z opresji.  Poza tym on sam chciał mieć to wszystko już za sobą. – Mam rację, że żadna noc z moim bratem nie miała miejsca? – popatrzyłam się niepewnie po twarzy Lucy i Nialla. Ona skrywała w sobie nienawiść, złość. On tylko czekał, aż zapadną moje słowa. Bał się tego co mogłam powiedzieć. Nie chciałam też go zranić w jakikolwiek sposób. Było to ostatnią rzeczą na której mi zależało. Ponownie wzrokiem powróciłam w stronę twarzy Grega. Położył on dłoń na jednym z moich ramion. Podniósł delikatnie swoją dłoń i pogładził mój policzek kciukiem.
-Zostaw ją. – wysyczał przez zęby młodszy z braci. Ręka która dotychczas położona była na moim ramieniu instynktownie została stamtąd ściągnięta.
-Czyli to wszystko prawda! – ponownie głos Lucy rozniósł się po całym pomieszczeniu. – Wiedziałam! Wiedziałam, że tak będzie! – histeryzowała. – No dalej! Powiedz mi to prosto w twarz. Powiedz, że przespałaś się z moim narzeczonym!
-Nie jesteśmy zaręczeni. – zaprotestował Blondyn.
-Oh, zamknij się. – zwróciła się tym razem do niego. – No czekam! Mów! – ostatni raz spojrzałam na twarz
Nialla. Później mój wzrok koncentrował się tylko na zdenerwowanej dziewczynie.
-Dobrze. Skoro chcesz to wiedzieć. – powiedziałam próbując zachować spokój. – Tak. Spędziłam z nim noc. Tak zakochałam się. Tak, wiem że zrobiłam źle. Nie, nie żałuje tego! – powiedziałam szybko, bez ani jednej chwili zastanowienia.   Zszokowana Montgomery patrzyła się na mnie z nienawiścią. Tylko na chwilę odwróciła swój wzrok w inną stronę.
-Masz kwadrans na spakowanie swoich rzeczy. O 14. masz samolot powrotny do Londynu. – powiedziała bez żadnego uczucia. – Miałam cię za przyjaciółkę, a ty mi takie coś zrobiłaś. Nienawidzę cię. Wynoś się stąd! – na jej ostatnie słowa od razu skierowałam się do wyjścia. Moje oczy były zeszklone. Chciałam płakać, jednak musiałam przez te parę chwil wytrzymać. Jak burza wbiegłam do swojego hotelowego pokoju. Wrzuciłam wszystko do walizki. Wszystko w niej lądowało. Bezmyślnie i bez zastanowienia po prostu wrzucałam je do wnętrza torby. Zapięłam zamek i właśnie wtedy z moich oczu pociekły słone łzy. Podparłam się na chwilę rękoma, aby utrzymać równowagę i móc przez chwilę po szlochać. Straciłam wszystko na czym mi zależało. Przyjaciółkę, zaufanie, chłopaka, którego darzyłam wyjątkowym uczuciem. Wszystko wyparowało w jednej chwili. Najbardziej bolał fakt, że nie poszedł za mną. Nie przyszedł choćby się pożegnać. Dał mi do zrozumienia, że to wszystko nie miało dla niego znaczenia. Bawił się tylko mną. Jego słowa były puste, nic nie warte. Wykorzystał. Takie miałam przeczucie. Jednak pomimo wszystko starałam się nie myśleć o nim w ten sposób. W bardzo bezbolesny sposób chciałam zapomnieć o przeszłości.
*pół roku później*

‘Z ogromnym zaszczytem zwracamy się do Ciebie, abyś to ty [T.I i T.N] została jednym z naszych gości.
Ogromną stratą byłoby gdybyś nie zjawiła się w naszych skromnych progach.
Uroczystość rozpocznie się w kaplicy o 11:30 dnia 16 maja bieżącego roku.
Zaprasza para młoda,
Lucy Montgomery i Niall Horan.’

Wszystko wróciło. Przykre wspomnienia. Nie wybaczone winy. Gryzące sumienie błędy. Ogromny ból serca. Dostałam zaproszenie na ślub.  Ślub Lucy i Nialla. Złamane serce nie pozwalało mi pójść. Nie mogłabym zjawić się od tak na ślubie udając, że nic się nie zdarzyło. Uważałam, że zaproszenie zostało wysłane z grzeczności. Nie było to w zwyczaju Lucy pominąć kogoś nawet ze swoich wrogów. Nie mogłam tam iść. Moje serce jeszcze bardziej by pękło. Kolejne miesiące połączone z nieprzespanymi nocami i wypłakanymi oczami znów byłyby nieodłączną częścią mojego życia. Nie chciałam, żeby to powróciło. Byłam za słaba, aby samej stawić temu czoła.
~Oczami Nialla~
*16 maj*
Stałem zdenerwowany na ślubnym kobiercu. Nie chciałem tego. Nie kochałem tej kobiety. Pragnąłem innej. Piękniejszej, mądrzejszej, bardziej kochanej. Chciałem, żeby to [T.I] stała przy moim boku jako moja żona, a nie Lucy. Zostałem jednak zmuszony. Przez menadżera, ojca. Ich nacisk był wyczuwalny. Na każdym kroku mówili mi co mam robić, grożąc różnymi rzeczami w razie odmowy. Miałem dość życia na uwięzi. Chciałem sam decydować o sobie, swoich czynach, a przede wszystkim o swoich uczuciach. Rozejrzałem się nerwowo po kościele. Goście pomału się zbierali. Ona natomiast nie zjawiła się w ogóle. Poprosiłem Zayna i Liama, aby byli czujni i wyszukali jej. Bałem się tego. Przez te wszystkie miesiące tęskniłem za jej
dotykiem, spojrzeniem, za nią. Chciałem znów mieć ją przy sobie. Wtedy w hotelu, kiedy Montgomery kazała jej się wynosić zachowałem się jak idiota. Zamiast postawić się własnemu bratu siedziałem jak kołek na krześle. Po prostu pozwoliłem jej odejść. Nie wybaczyłem sobie tego. Przysięgłem sobie, że znajdę ją i przeproszę. Tyle jej się należało. Co ja mówię?! Należało jej się znacznie więcej.
Kiedy wszyscy goście zgromadzili się w kaplicy ja ponownie spojrzałem na Zayna. Kręcił on przecząco głową z grymasem na twarzy. Nie przyszła. Czego ja mogłem się spodziewać? Zraniłem ją wtedy, to mogło zniszczyć jej serce jeszcze bardziej.
-Za chwilę zaczynamy panie Horan. – usłyszałem głos księdza za plecami. Nerwowo pokiwałem głową i jak błyskawica zbiegłem w stronę moich przyjaciół.
-Nie zrobię tego! – powiedziałem dość głośno. Musiałem w końcu postawić na swoim.
-Stary, ale wiesz czym to grozi. – powiedział Lou.
-Mam to w dupie! Kariera nie będzie ważniejsza od miłości. Odejdę z zespołu.
-Jeśli ty to zrobisz ja postąpię tak samo. – odparł Zayn.
-Jesteśmy przyjaciółmi Niall. Znasz doskonale odpowiedź na to pytanie. Także opuszczę zespół. – dodał Liam.
-Jeden za wszystkich. – zaczął Harry.
-I wszyscy za jednego. – dokończył Louis.  Poczułem, że moje oczy się szklą. Miałem wspaniałych przyjaciół. Byli gotowi poświęcić dla mnie wszystko. Kochałem ich z całego serca, a to już nigdy nie uległo zmianie. – Ale teraz lepiej leć do niej. My to jakoś odkręcimy.
-Powodzenia braciszku. – usłyszałem głos za swoimi plecami. Odwróciłem się i dostrzegłem twarz Grega. Uśmiechał się. Mogłem domyślić się życzy mi dobrze. – Pracuje w tej restauracji, gdzie zawsze chodzę z
Dennise.
-Dziękuję ci. – przytuliłem go mocno, po czym szybko wybiegłem przez ogromne kościelne drzwi. Musiałem się spieszyć. Nie miałem czasu. Moje serce dłużej nie mogło bez nie wytrzymać.
*
Wparowałem do małego lokaliku. Nie było w nim wielu ludzi, dzięki czemu mogłem szybciej odszukać [T.I]. Po kilku chwilach dostrzegłem ją przy ladzie. Stała i spisywała zamówienia na większe kartki. Niepewnie zbliżyłem się do niej. Bezszelestnie podszedłem do niej. Będąc już blisko dostrzegłem, że na jej szyi spoczywa łańcuszek, który podarowałem jej wtedy na Hawajach. Uśmiechnąłem się pod nosem . Był to znak, że cały czas o mnie pamiętała.
-Ciągle je nosisz. – powiedziałem delikatnym tonem z nutką zadowolenia. Dziewczyna odwróciła się do mnie przodem. Jej oczy z przerażeniem spoglądały na mnie. Nie odzywała się. Najprawdopodobniej nie wiedziała co ma powiedzieć.
-Co ty tu robisz? – zapytała zachrypniętym głosem po dłuższej chwili.
-Przyszedłem do ciebie. – odparłem ze spokojem i uśmiechem na twarzy.
-Co z ślubem?
-Odwołany. Musiałem w końcu sprzeciwić się temu terrorowi. Nic nie jest ważniejsze od ciebie. – odparłem i próbowałem pogładzić jej policzek. Ona szybko odsunęłam swoją twarz.
-Dlaczego to robisz? – zapytała nagle.
-Ale co robię? – nie miałem pojęcia o czym ona mówi.
-Dlaczego znowu łamiesz mi serce? Po kilki dniach znów polecisz do niej, bo co? Bo menadżerowie ci karzą! Wróć do kościoła. Masz jeszcze czas. – powiedziałam stanowczo po czym odwróciła się tyłem do mnie.
-Odszedłem z zespołu. – [T.I] powoli odwróciła się powrotem do mnie.
-Ale jak to? Przecież ty…
-Kocham cię [T.I]! Zrobiłem to dlatego, że nie mogłem tak dalej żyć. Chcę być z tobą, wychować gromadkę dzieci. Chcę mieć normalną rodzinę. Na moich zasadach. Nie pod dyktaturą innych. – powiedziałem szybko. – Jesteś dla mnie najważniejsza. Zawsze tak było. Nawet wtedy kiedy nie poszedłem za tobą, byłaś dla mnie najważniejsza. Nigdy nie znałem osoby takiej jak ty, dla której byłby w stanie zrobić wszystko. – na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Wróżyło to dobre zakończenie.
-Ja nie chcę wszystkiego. – odparła po chwili. – Chcę tylko dwóch rzeczy.
-Mów co to jest?
-Pocałuj mnie tak jak zrobiłeś to wtedy u państwa Rosinberg. – lekko zszokowany jej żądaniem przypatrywałem się jej. Jednak otrząsnąłem się. Ująłem jej twarz w dłonie i delikatnie złączyłem nasze usta. Napierałam na nie z ogromną subtelnością. Chciałem nacieszyć się jej dotykiem. Oderwała się ode mnie i wtuliła w  mój tors.
-Co jest drugą rzeczą, której pragniesz? – zapytałem gładząc ją po włosach.
-Zostań już ze mną na zawsze i  nigdy nie opuszczaj. – ucałowałem czubek jej głowy. Delikatnie uśmiechnąłem się i wyszeptałem:
-Obiecuję, że zostanę już do końca.
~THE END~
kochani, po raz kolejny muszę powiedzieć że jesteście niesamowici.
21 komentarzy pod ostatnim postem.
to niesamowite *___*
sprawiacie mi tym naprawdę dużo radości <3
dziękuję <3
*
takim oto sposobem doszliśmy do końca tego imaginu.
następny będzie z Haroldem najprawdopodobniej.
i możliwe, ze też będzie kilku częściowy.:) 
*
mam nadzieję, że spodobała Wam się ostatnia część.:)
piszcie swoje opinie poniżej.:)
10+ komentarzy = next imagine.:)
*
PRZEPRASZAM ZA WSZELKIE BŁĘDY.:3 


wtorek, 26 marca 2013

#94 Niall PART~6~

tą część dedykuję @Iza_Izabells <3
mam nadzieję, że Ci się spodoba <3
enjoy.♥

#94

-Nawet bez niego pamiętałabym o tobie doskonale. – odparłam. Nialler położył swoją głowę na moją klatkę piersiową. Wtulił się w moje ciało. Pogłaskałam go po włosach i złożyłam pocałunek na czubku głowy chłopaka. – Dobranoc.
-Dobranoc kochanie.
*
Obudziły mnie promienie słoneczne wpadające do pokoju przez otwarty balkon. Obudziłam się wtulona w 
nagi tors Nialla. Podniosłam głowę do góry i dostrzegłam śpiącego chłopaka, który przez sen uśmiechał się. Zagryzłam dolną wargę i zbliżyłam się do jego twarzy. Nie mogąc się powstrzymać ucałowałam jego policzek. Blondyn pokręcił trochę twarzą i zacisnął uścisk swoich dłoni na moim ramieniu.
-Takie pobudki mógłbym mieć codziennie. – odparł lekko zasapanym głosem.
-Nie ma tak dobrze. Wstajemy. – próbowałam wstać, jednak uścisk Horana uniemożliwił mi to.
-A mógłbym dostać jeszcze jednego? – zapytał z miną niewinnego szczeniaka.
-Ale co takiego chciałby pan dostać, panie Horan?
-No nie wiem. – udawał zamyślenie. – Może buziaka? – pocałowałam ponownie jego policzek i odsunęłam się całkowicie od niego. – Tylko tyle? – zapytał zawiedziony. Pokiwałam tylko twierdząco głową. – O nie, nie. – odparł i szybkim ruchem przekręcił nas tak, że leżałam pod nim. Złączył nasze usta w pocałunku. Z każdą sekundą co raz bardziej pogłębiał go. Zaangażował się, a ja nawet ze świadomością że robię źle nie potrafiłam mu odmówić. Uśmiechnęłam się przez pocałunek i oczekiwałam dalszych poczynań.
-Kiedyś się z tobą ożenię. – mówił przez pocałunek. Posmutniałam chwilowo. Z małżeństwem kojarzyła mi się Lucy, która tak naprawdę oboje zraniliśmy. Jednak kiedy chłopak zjechał z pocałunkiem na moją szyję od razu to przykre wspomnienie wyparowało. Niall powrócił z pocałunkiem do moich ust. Ponownie napierał na nie natarczywie. Nie dano nam się jednak cieszyć tą chwilą. Ktoś gwałtownie zapukał w drzwi do mojego pokoju. Oderwaliśmy się z Niallem od siebie.
-[T.I], jesteś tam? – zapytał męski głos zza drzwi. Blondyn zaklną cicho pod nosem i odwrócił wzrok.
-Znowu on. – wyszeptał z irytacją. Ponownie rozległo się pukanie.
-Otwórz, proszę. -  głos z ust Grega ponownie zabrzmiał w moich uszach.
-Już idę. – krzyknęłam. - Nialler, zbierz swoje ubrania i do szafy. – wydałam cicho polecenie. Irlandczyk spojrzał na mnie.
-Nie otwieraj mu. – zarządził.
-Nie wygłupiaj się. Tylko zbieraj ubrania. – uległ. Zaczął się panoszyć po całym pomieszczeniu, aż w końcu rzucił wszystko do rozsuwanej szafy. Założyłam szybko na siebie kwiecistą sukienkę, którą miałam założoną na sobie wczoraj i w mgnieniu oka znalazłam się przy drzwiach. Spojrzałam jeszcze w tył, aby upewnić się że wszystko jest na swoim miejscu. Nialler jak na złość stał wychylony. Pokazałam mu energicznym ruchem, że ma wejść w głąb szafy i zasunąć drzwi. On nie reagował. Po kilku sekundach szybko zbliżył się do mnie. Ujął moją twarz w dłonie. Spojrzał prosto w oczy.
-Pamiętaj, że jesteś tylko moja. – złożył soczystego buziaka na moich wargach i wtargnął do garderoby. Będąc w lekkim szoku otworzyłam drzwi wejściowe.
-Już myślałem, że nie otworzysz. – ucałował mój policzek na powitanie. – Idziesz na śniadanie? Wszyscy już
czekają. Muszę tylko sprawdzić co u Nialla. To jak będzie?
-Wiesz, to ja obudzę Nialla, bo zapewne śpi, a ty dołącz do reszty. Za chwilę do was dojdziemy – uśmiechnęłam się do chłopaka.
-Skoro tak mówisz. Dobrze. Do zobaczenia ślicznotko. – puścił mi oczko i ruszył korytarzem do windy. Zamknęłam za sobą biały prostokąt.
-Możesz już wyjść. – powiedziałam pospiesznie.
-Ja go, któregoś dnia zabiję. – mówił zjawiając się obok mnie.
-Dlaczegóż to? – zapytałam śmiejąc się.
-To nie jest śmieszne.
-Jest. – pocałowałam jego policzek. – Słodko wyglądasz kiedy się złościsz. To urocze,  że jesteś zazdrosny.
-Ja?! Skądże znowu. – spojrzałam na niego, błagając aby się nie wygłupiał. – No dobrze. Jestem zazdrosny. Jak cholera. – uśmiechnęłam się, zagryzając przy tym wargę.
-Idź się ubieraj. – ucałowałam czubek jego nosa. On tylko uśmiechnął się seksownie i wcześniej sprawdzając czy nikogo nie ma na korytarzu opuścił mój pokój.
*
Przebrani, umyci i gotowi ruszyliśmy w stronę tarasu, gdzie zwykliśmy jeść posiłki. Nialler cały czas doprowadzał mnie do napadów niekontrolowanego śmiechu. Nie dziwiłam się więc gdy zapytano się mnie czy wszystko w porządku. Krótko po wyjściu z pokojów znaleźliśmy się na jadalni. Zajęliśmy nasze stałe miejsca i jak gdyby nigdy nic wdaliśmy się w rozmowę z naszymi towarzyszami. W pewnym momencie ciepły dotyk na swojej dłoni, która znajdowała się pod stołem. Spojrzałam dyskretnie w dół i dostrzegłam,
że Niall próbuje spleść nasze palce w jedność. Ułatwiłam mu tu i chwyciłam jego dłoń. Chłopak zaczął gładzić swoim kciukiem wierzchnią warstwę mojej skóry. Przez cały czas pieścił moją dłoń pod stołem. Mógł robić to swobodnie gdyż mebel zakrywał śnieżnobiały, długi obrus. Czułam jak przyjemne ciepło przepływało przez moje ciało. Mało brakowało, aby na mojej twarzy nie pojawiły się wypieki.
Takie sytuacje miały miejsce przez kilka następnych dni. Najmłodszy z Horanów dyskretnie okazywał mi swoje uczucia. Starał się, aby nie być przyłapanym przez kogokolwiek. Nie chcieliśmy jak na razie niszczyć szczęścia wszystkich. Chcieliśmy nacieszyć się sobą. Szczęście nie trwało zbyt długo. Każde kłamstwo ma krótkie nogi i na jaw wyjdzie prędzej czy później.
*
-[T.I] możesz zjawić się za chwilę w gabinecie właściciela tego pokoju? – usłyszałam głos przyjaciółki w słuchawce telefonu.  Nie brzmiała zbytnio entuzjastycznie. Bałam się, że coś się stało.
-Oczywiście. Zaraz będę. – wyszłam szybko z pokoju nieświadoma tego co miało nastąpić. Prędko przemierzałam hotelowe korytarze, aż po kilku minutach znalazłam się w ekskluzywnie urządzonym gabinecie. Zapukałam do drzwi. Usłyszałam przytłumione ‘proszę’ i niemal natychmiast weszłam do środka. W małym pomieszczeniu było ogromny tłok. Niall, Greg, Lucy. Wszyscy spojrzeli na mnie z grobowymi minami. Wyglądali jakby ktoś z ich rodziny właśnie umarł. Byli przygnębieni i zaskoczeni. Tak, zaskoczeni. Inaczej nie da się tego opisać.
-Jestem już. – spojrzałam niepewnie na twarz Blondyna. Nie był zadowolony. Nie miałam pojęcia o co mogło chodzić. – Czy coś się stało? – zapytałam.
-Może ty nam powiesz? – zapytała ironicznie Lucy.
-Spokojnie. – uspokoił ją gruby mężczyzna w garniturze. – Panienko Montgomery, nie tak gwałtownie. – zbulwersowana Lucy usiadła na jednym z krzeseł. – A więc, panno [T.N] co robiła pani w nocy zaraz po powrocie z wyprawy po lesie deszczowym?
-Spałam. – odpowiedziałam  z lekkim przerażeniem.
-To chyba logiczne, ale pochwal się z kim spałaś...
JESTEŚCIE NIESAMOWICI! *_____*
28 komentarzy pod ostatnim postem *_____*
Wasze słowa są dla mnie czymś naprawdę ważnym, więc cieszę się jak głupia.
dziękuję Wam <3
*
muszę też Was przeprosić, że wczoraj nic nie dodałam.
ale od razu mogę się usprawiedliwić faktem, że nie było mnie cały dzień w domu.
o 11 wyjechałam do Łodzi na koncert Justina *_*
wróciłam dopiero w nocy. około 3.
właśnie dlatego nie dodałam.
musicie mi wybaczyć. spełniałam jedno z kilku moich marzeń.:)
*
mam nadzieję, że podoba Wam się ta część.:)
piszcie swoją opinię w komentarzach.
10+ komentarzy = next part.:) 


 

sobota, 23 marca 2013

#93 Niall PART~5~

tą część dedykuję @GosiaMalik <3
mam nadzieję, że Cie się spodoba <3
enjoy.♥

#93

-Wychodzisz? – zapytał zaciekawiony.
-Tak. – wpadł mi do głowy pomysł. Zawahałam się przez chwilę. – Może chciałbyś pójść ze mną? – był widocznie zaskoczony, jednak po chwili na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-A wiesz, że z chęcią.
*
Spacerowaliśmy spokojnie we dwoje po plaży przy zachodzącym słońcu. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Po prostu dobrze się bawiliśmy. Z nikim tak dobrze mi się nie rozmawiało od niepamiętnych czasów. Blondyn było otwartą osobą. Łatwo potrafił poprawić komuś humor. Wpędzał na moją twarz uśmiech i to było niesamowite. Horan często komplementował mnie. Sprawiał tym, że czułam się wyjątkowo dobrze. Czuliśmy się komfortowo w swoim towarzystwie. Nie mieliśmy żadnych granic, jeśli chodzi o tematy do rozmów. Może to, dlatego że byliśmy w tym samym wieku, a może dlatego, że z momentu na moment czułam do Irlandczyka coś więcej. Było to idiotyczne. Znaliśmy się zaledwie od dwóch dni, a ja nie chciałam żeby zostawiał mnie na choćby sekundę. Był kimś wyjątkowym, niepowtarzalnym. Nigdy nie spotkałam takiej osoby jak on. Czuły, kochany, opiekuńczy. Czego tu więcej chcieć od mężczyzny? On okazywał to na każdym kroku nawet w zwykły i przypadkowym zetknięciu naszych dłoni. Wtedy to czułam się jakby po moim ciele przechodziła iskra. Niesamowite uczucie, które naprawdę trudno zdefiniować.
Nie chcieliśmy wracać do hotelu. Jednak nie mogliśmy znów niepokoić naszych przyjaciół. Wolnym krokiem zmierzaliśmy w stronę luksusowego kurortu. Wracaliśmy jednak inną drogą. Prowadziła przez miasto. Zapatrzyłam się w piękne pamiątki i rzeźby. Wszystko kipiało szczęściem i energią. Kolorowe światełka co rusz przewijały mi się przed oczami. Przystanęłam na chwilę przed jednym ze stoisk. Przyglądałam się cudownej biżuterii wykonanej z lokalnych kruszców.
-Ten kolor byłby dla panienki idealny. – usłyszałam kobiecy głos przed sobą. Podniosłam wzrok ku górze i dostrzegłam niewysoką, przysadzistą kobietę, która z sympatycznym uśmiechem zachęcała potencjalnych klientów do podejścia do jej stoiska. W danym momencie pokazywała ona na naszyjnik ze świecących kamieni w kolorze lawendy. Uśmiechnęłam się pod nosem. Lawendowy od zawsze było moim ulubionym kolorem.
-Ile jest warte to cudo? – zapytałam.
-W jakiej walucie miałby być dokonany zakup?
-W funtach.
-W takim razie tylko 100  funtów. To nie dużo, a niech panienka uwierzy jest warto zainwestować. – po moim ciele przebiegło uczucie przerażenia. Nie stać mnie było na taki wydatek. Mimo iż błyskotka podobała mi się bardzo była zmuszona odłożyć ją. Podziękowałam uprzejmie sprzedawczyni za fatygę i odwróciłam się do tyłu starając się odszukać wzrokiem mojego przyjaciela, który zaginął gdzieś w tłumie.
~Oczami Nialla~
Na rozległym targu roiło się od ludzi. O tej porze takie miejsca zyskiwały na atrakcyjności. Przez to całkowicie straciłem z pola widzenia [T.I]. Starałem się ją odszukać przez dłuższy czas. Krążyłem dookoła straganów i wzrokiem wyszukiwałem moją piękną towarzyszkę. Moje serce uspokoiło się gdy dostrzegłem ją przy jednym ze stoisk. Była pochłonięta rozmową ze sprzedawczynią. Wyglądała tak cudownie. Nie potrafiłem oderwać wzroku od niej, szczególnie gdy na jej twarzy gościł uśmiech za który oddałbym każdą cenną rzecz. Nie podchodziłem bliżej. Przyglądałem się jej. Byłem zafascynowany tą drobną i smukłą osóbką. 
Po krótkiej chwili dziewczyna odwróciła się i zaczęła przeczesywać tłum wzrokiem. Zrobiła kilka kroków w przód. A wtedy szybko podszedłem do sprzedawczyni straganu.
-Przepraszam panią. – zwróciłem się do starszej kobiety. – Stała tu przed chwilą taka piękna dziewczyna, prawda?
-W rzeczy samej chłopcze.
-Mogłaby mi panie powiedzieć czy coś kupiła.
-Nic nie kupiła, ale przyglądała się temu naszyjnikowi. – wskazała mi na łańcuszek wypełniony kamykami w kolorze jasnego fioletu. Uniosłem go wyżej i dokładnie się mu przyjrzałem.
-Ile za niego? – zapytałem pospiesznie.
-100 funtów. – wyjąłem z kieszeni spodni swój portfel. Podałem kobiecie banknot o odpowiednim nominale. Odebrałem skromnie zapakowaną biżuterię i podziękowałem sprzedawczyni. Ponownie zacząłem szukać dziewczyny wśród tłumu. Długo nie zajęło mi to, a znalazłem ją siedzącą na ławce. Uśmiechnąłem się pod nosem i ruszyłem w jej stronę.
*
-To był miły wieczór. – odparła [T.I]
-Mnie też się podobało.
-Musimy to jeszcze kiedyś powtórzyć. –stwierdziła.
-Koniecznie. – uśmiechnąłem się do niej.
-Dobranoc Niall.
-Dobranoc.
~Oczami [T.I]~
Zniknęłam za drzwiami pokoju. Nie pewnie podeszłam do przestronnego łóżka i z wielkim uśmiechem na twarzy zajęłam na nim miejsce. Położyłam się na plecy. Wpatrywałam się przez kilka minut w sufit. To był naprawdę wspaniały dzień, a właściwie wieczór. Żałowałam jedynie, że tak szybko się skończył. Z przemyśleń wytrąciło mnie pukanie do drzwi. Spojrzałam w ich stronę i niepewnie zbliżyłam się do drewnianego prostokąta pokrytego białą farbą. Uchyliłam je delikatnie. Do mojego pokoju wtargnął Niall. Zamknął szybko drzwi za sobą i przekręcił zamek.
-Przepraszam, ale ja tak dłużej nie mogę! - Chłopak zbliżył się do mnie. Złożył namiętny pocałunek na moich ustach. Mocno napierał swoimi wargami na moje. Robił to z pasją, poświęceniem. Tak jakby jutra miałoby nie być. Tym razem nie miałam zamiaru go odepchnąć. Było zupełnie na odwrót. Chciałam tego tak samo jak on. Oplotłam więc swoje dłonie dookoła jego szyi i odwzajemniłam pocałunek. Blondyn objął mnie w tali. Jego dłonie zaczęły błądzić po moich plecach. Wolnymi ruchami zsunął jedno  ramiączko mojej sukienki. Oderwał się od moich ust i złożył pocałunek na moim ramieniu. Moja dłoń opadła na jego klatkę piersiową. Pomału wsunęłam ją pod koszulkę Blondyna i poczułam jak bardzo umięśniony tors ma Niall. Wodziłam rękom po jego klatce piersiowej, tak jakbym starała się nauczyć go na pamięć. Nialler po dłuższej mojej zabawie zniecierpliwił się. Przerwał wszystko całkowicie i ściągnął z siebie swój t-shirt. Przystąpił do dalszych środków. Zsunął kolejne ramiączko kwiecistej sukienki, która od razu opadła na podłogę. Chłopak zadowolony z siebie wpił się w moje wargi. Nie pozwalał mi choćby na chwilę złapać oddechu. Nie potrzebowałam tego. Tylko on był mi niezbędny. Irlandczyk zaczął prowadzić nas w kierunku łóżka.  Będąc już blisko niego położył jedną dłoń na moich nagich plecach i delikatnie ułożył mnie na legowisku. Sam zawisnął nade mną, podparty na swoich otwartych dłoniach. Po chwili jedną z nich podniósł do góry. Zaczął nią wodzić wzdłuż mojej talii. Wolnym ruchem dojechał do mojej klatki piersiowej. Pogładził swoją dłonią jedną z moich piersi. Poczułam dreszcz na swoim ciele. Było mi dobrze. Nie chcąc pozostać mu dłużną poczęłam szukać swoimi dłońmi jego męskości. Jadąc po jego torsie w dół natknęłam się na wybrzuszenie. Uśmiechnęłam się poprzez pocałunek i zaczęłam delikatnie napierać na jego przyjaciela. Horan po raz wykazał się swoją niecierpliwością. Złapał on za końce mojej bielizny i pociągnął ją zamaszystym ruchem w dół. Sekundę później zabrał się on za swoje bokserki. Postąpił z nimi jak z moją dolną częścią garderoby. Przyparł swoim brzuchem do mojego. Spojrzał w moje oczy. Chciał w nich zobaczyć co czuję, jak reaguje na jego czynności. Wolno wszedł we mnie sprawiając iż poczułam się błoga. Przymrużyłam delikatnie oczy starając sobie wyobrazić co działo się we wnętrzu mojego ciała w danej chwili. Zacisnęłam swoje palce na jego szyi. Odebrał on to jako znak, że może przyspieszyć. Ruchy Nialla stawały się co raz bardziej intensywniejsze. Za każdym razem wkładał w to wiele energii. Regularne pchnięcia stawały się szybsze. W mojej głowie pomimo braku alkoholu wirowało dość mocno. Nigdy nie czułam się tak mężczyźnie jak przy Blondynie. Był wyjątkowy na swój sposób. Był delikatny, a za razem stanowczy, namiętny, ale i czuły. Starał się bardzo aby nie wyrządzić mi żadnej krzywdy. Najzwyczajniej w świecie bał się o mnie. Chłopak pocałował moje wargi. Nie łapczywie, ale subtelnie. Wykonywał tylko delikatne muśnięcia. Czując, że nie pozostało już wiele czasu jeszcze bardziej przylgnęłam do jego ciała. Wówczas Blondyn przyspieszył chcąc dostarczyć mi jak najwięcej. Moje ciało dostało impuls, że to definitywny koniec. Wygięłam swoje plecy w łuk, a on wypuścił we mnie swoje ciepłe płyny. Pomału i nie gwałtownie opuścił moje ciało. Pomimo zmęczenia podparł jedną ręką swoją głowę i próbując złapać oddech wpatrywał się we mnie.
-Jesteś wyjątkowa. – spojrzałam na niego.
-Dlaczego?
-Bo już jesteś tylko i wyłącznie moja. – odparł i po raz kolejny złożył pocałunek na moich ustach. – Mam coś dla ciebie. – odparł i po ciemku zaczął szukać swoich spodni. Minęło około minuty zanim odnalazł je. Wyciągnął coś z kieszeni i wrócił do mnie. Wystawił rękę przed moją głowę. Trzymał on ten sam naszyjnik, któremu przyglądałam się dzisiaj.
-Skąd ty? – nie zdołałam powiedzieć więcej.
-Skąd wiedziałem, że ci się spodobały? Widziałem jak na nie patrzyłaś. Podchodząc bliżej stwierdziłem, że będzie wyglądał na tobie cudownie, więc kupiłem.
-Ale one były strasznie drogie. Nie mogę ich przyjąć. – protestowałam.
-Nie masz innej opcji. – Niall zbliżył się jeszcze bardziej do mnie. Czułam jego ciepły, miętowy oddech na moich policzkach. Pogładził on jedną swoją dłonią mój policzek. Spojrzał prosto w moje oczy sprawiając tym samym, że poczułam silną falę gorąca w sobie. – Chcę, żebyś zawsze je nosiła. Pragnę aby przypominały ci o mnie. – powiedział słodkim tonem. Chwyciłam jego twarz w swoje dłonie i złożyłam czuły pocałunek na jego wargach.
-Nawet bez niego pamiętałabym o tobie doskonale. – odparłam. Nialler położył swoją głowę na moją klatkę piersiową. Wtulił się w moje ciało. Pogłaskałam go po włosach i złożyłam pocałunek na czubku głowy chłopaka. – Dobranoc.
-Dobranoc kochanie...
nieoczekiwany zwrot akcji.:3
mam nadzieję, że Wam się spodoba :3
piszcie swoje opinie poniżej.:)
10+ komentarzy = next part.:) xx
*
znowu nie mam nic do powiedzenia.
to może chociaż powiem, że jeżeli pojawią się jakieś błędy to przepraszam.:3
xx



czwartek, 21 marca 2013

#92 Niall PART~4~

ta część dedykowana jest @Darcy97poland <3
mam nadzieję, że Ci się spodoba <3
enjoy.♥

#92

-Muszę ci coś powiedzieć. – zacząłem. W je jeszcze zeszklonych oczach dostrzegłem zmieszanie. – Odkąd pierwszy raz cię zobaczyłem, kiedy wysiadłaś z tej czarnej limuzyny coś się we mnie zmieniło. Coś zawirowało. W moim sercu znalazło się miejsce dla jednej, wyjątkowej osoby. Uwierz nigdy nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia. Zawsze uważałem, że to jakieś brednie. Dopóki nie spotkałem ciebie. Byłaś inna. W pozytywnym znaczeniu tego słowa. Delikatne, drobniutka, krucha. Zauroczyłaś mnie swoim uśmiechem, który działa na mnie jak narkotyk. I chociaż wiem, że znam cię dopiero jeden dzień to ja…Ah. – nie dokończyłem. Pocałowałem ją. Pieściłem delikatnie jej miękkie wargi. Czułem jak w moim brzuchu wszystko wiruje, a o jego ściany obijają się ‘motyle’.
~Oczami [T.I]~
Byłam w wielkim szoku. Nie potrafiłam się od niego oderwać. Całował nieziemsko, a jego wyznanie… To było przepiękne. Proste, ale chwytające za serce. Uświadomiłam sobie jednak co robię. Oderwałam się od niego. Wstałam z krzesła. Zaczęłam nerwowo chodzić po całej powierzchni tarasu.
-To nie jest możliwe Niall. – powiedziałam szybko. - Jesteś zaręczony z moją przyjaciółką.
-Jeszcze nie jestem. Wszystko da się odkręcić. – ożywił się. – Możemy stąd uciec. Być szczęśliwi. Tylko jeśli ty tego chcesz. – ostatnie zdanie wypowiedział bardzo cicho, ledwo dosłyszalnie.
-To nie ma znaczenia. – spojrzałam na twarz Horana. Wyraz jego twarzy ze szczęśliwej stał się ponury. Skrzywdziłam go nieświadomie mówiąc ostatnie wyrazy. Nie miałam siły się tłumaczyć. Wyglądało by to sztucznie. Wbiłam wzrok w podłogę bez słowa weszłam do środka. Wewnętrznie bijąc się z myślami skierowałam się do kuchni. Mijając jej próg dostrzegłam krzątającą się Mary. Nie zauważała mnie przez chwilę. Jednak później oderwała się od swojego zajęcia i z uśmiechem na ustach zapytała:
-Jesteś może zmęczona [zdrobnienie T.I]? - Pokiwałam twierdząco głową.
-Chodź, zaprowadzę cię do pokoju. – odparła i zaczęła prowadzić mnie do pokoju. -  Niestety jak widzisz nasz domek. Nie mamy zbyt wielu pokoi. Tylko jeden jest wolny. Ale ty z Niallem spokojnie zmieścicie się w nim. Jest tam dwuosobowe łóżko. Nie będzie wam to przeszkadzało?  - zapytała z troską.
-Nie, skąd. – odpowiedziałam ze zrezygnowaniem w głosie. Pani Rosinberg zostawiła mnie samą. Zapaliłam nocną lampkę stojącą na małym, drewnianym stoliczku i usiadłam na łóżku. Myślałam nad tym co się wydarzyło. Nad naszym pocałunkiem. Z jednej strony czułam się wspaniale, z drugiej natomiast podle. Wiedziałam, że gdybym przystanęła na propozycję Blondyna zadałabym silny cios w serce Lucy. Nie chciałam tego. Ułożyłam się wygodnie na powierzchni łóżka. Z moich oczu popłynęło kilka łez. Byłam bezsilna w tej sytuacji. Zakazana opcja była najbardziej atrakcyjna. Już samo myślenie w taki sposób było złe. Kolejna dawka łez przepłynęła po moich policzkach. Ścisnęłam mocno powieki, aby zatamować je. Z każdą kolejną sekundą czułam się bardziej błogo. Zasypiałam, ale nie miałam siły walczyć ze zmęczeniem. Poddałam się.
*
Ze snu wytrąciło mnie szeleszczenie kołdry. Otworzyłam zaspane powieki.  Spojrzałam po sobie i dostrzegłam materiał poszewki na kołdrę. Najprawdopodobniej zostałam nią okryta podczas snu. Uniosłam swój wzrok nieco wyżej. Dostrzegłam wysportowaną, męską sylwetkę.
-Przepraszam, nie chciałem cię obudzić. – usłyszałam.
-W porządku. – powiedziałam. -  Gdzie będziesz spał? – zapytałam, widząc że Niall wychodzi z pokoju.
-Ja? – zapytał zaskoczony. – Na kanapie w salonie, nie musisz się o to martwić. – uśmiechnął się uroczo. Chwycił za klamkę i pociągnął drzwi do siebie.
-Niall?
-Tak?
-Wiesz… Łóżko jest duże. Zmieścimy się oboje. Nie musisz wygłupiać się ze spaniem na kanapie.
-Ale…- zaczął Horan.
-Nie ma żadnego „ale”. – uśmiechnęłam się do niego. Na twarzy Irlandczyka pojawił się wstydliwy uśmiech. Zbliżył się do łóżka i niepewnie przysiadł na jego końcu. – Spokojnie. Ja nie gryzę. – zaśmiałam się a chłopak wygodnie ułożył się. Odwrócił się twarzą w moim kierunku. Jego uśmiech był znacznie szerszy niż przedtem. Speszyło mnie spojrzenie chłopaka. Odwróciłam się na drugi bok. – Dobranoc.
-Dobranoc. – usłyszałam jak mówi zadowolonym głosem.
*
Obudziłam się rano. Irlandczyk nadal jeszcze spał. Wymknęłam się po cichu do kuchni. Przy stole siedzieli już państwo Rosinberg.
-Dzień dobry. – przywitałam się z nimi z  promiennym uśmiechem na twarzy.
-O! Dzień dobry kochanie. Jedenasta dochodzi. Gdzie twój przyjaciel? – zapytała starsza pani.
-Śpi. – odpowiedziałam.
-Bynajmniej. – usłyszałam głos za sobą i niemalże chwilę później poczułam dotyk jego ręki na swoich plecach. – Dzień dobry wszystkim.
-Siadajcie dzieci, śniadanie czeka. – zabrała głos gospodyni domu. Horan obdarował mnie uśmiechem i pokazał mi gestem swojej ręki, że mam wybrać miejsce przy stole, które najbardziej mnie interesuje. Zajęłam miejsce naprzeciwko Johna, a Blondyn zaraz obok mnie.
-A po śniadaniu mogę podrzucić was do miasta. – powiedział staruszek.
-Naprawdę? Mógłby pan? – zapytałam ucieszona.
-Mnie się nigdzie nie spieszy. Chętnie zostałbym tu dłużej. – stwierdził Blondyn w tym samym czasie przeciągając się. Spojrzałam na niego. Był bardzo zadowolony. Niewiadomo z jakiego powodu.
-Ale musisz zrozumieć Niall, że martwią się o nas tam w hotelu, a poza tym nie możemy siedzieć państwu Rosinberg na głowie i tak nadużyliśmy ich gościnności. – rozwiałam tym chyba wszelkie wątpliwości. Twarz chłopaka spoważniała. Nialler całkowicie zamilkł. Nawet nie dokańczając swojego śniadania wstał i wyszedł bez słowa na zewnątrz.
-Przepraszam za niego. – powiedziałam ze skruchą.
-Nic nie szkodzi. Jest zakochany, chodzi z głową w chmurach. To zrozumiałe w jego wieku. – powiedział wychodzący z kuchni John. Wstałam od stołu dziękując przy tym Mary. Pośpiesznie zabrałam swój plecak i zbliżyłam się do drzwi wyjściowych.
-Jeszcze ran pani bardzo dziękuję za nas dwoje. Naprawdę nie wiem co byśmy zrobili bez państwa pomocy.
-Nie dziękuj, bo nie ma za co. Leć. Czekają na ciebie. – odpowiedziała gospodyni. Na pożegnanie otrzymała ode mnie buziaka w policzek.
*
Po kilkunastu minutach spokojnej jazdy dojechaliśmy pod hotel. Podziękowałam Johnowi za pomoc. On i jego żona byli naprawdę złotymi ludźmi, którym można by było dziękować przez wieki. Uściskałam go za całej siły i  pożegnaliśmy się. Odjechał. Wchodząc na recepcję hotelu zobaczyliśmy grupkę osób stojących na recepcji. Wśród tych osób byli Greg, Lucy, Tom, Bobby i kilka osób z obsługi hotelowej. W pewnym momencie oczy Bruneta powędrowały w moim i Nialla kierunku. Szybkim krokiem podszedł do nas. Będąc już blisko mocno wziął mnie w swoje ramiona i zaczął gładzić moje włosy.
-[T.I]! Nareszcie jesteście! Nawet nie wiesz jak się o ciebie bałem. Nic ci nie jest? Wyglądasz na zmęczoną. Potrzebujesz czegoś?
-Mi nic nie jest, ale za to Niall przeżył nie miłą przygodę z ruchomymi piaskami. – odparłam.
-Niall ty sieroto. Nie potrafisz o siebie zadbać i choć raz w życiu nie wpakować się w jakieś kłopoty?! – zakpił Greg.
Blondyn spiorunował go spojrzeniem i odszedł w kierunku windy. Odprowadziłam go spojrzeniem gdy ponuro i powolnie zmierzał do kabiny. Po chwili wszedł do niej i wjechał na górę. Nawet niewiedzą kiedy obok mnie zjawiła się zaniepokojona Lucy.
-Co się z wami działo przez ten cały czas?! – zapytała. Byłam zmuszona do opowiedzenia im wczorajszego jak i dzisiejszego dnia, pomijając szczegół pocałunku oczywiście.
-Biedactwa! Powinniście teraz odpocząć. – powiedziała szybko Lucy. - My będziemy nad hotelowym basenem. Jakbyście czegoś potrzebowali to dzwońcie na recepcję. - Uśmiechnęłam się i podobnie jak Blondyn jakiś czas temu ruszyłam w kierunku windy. Wjechałam windą na odpowiednie piętro i powoli zmierzałam do drzwi znajdujących się na końcu korytarza. Po drodze zatrzymałam się przy drzwiach Niallera. Przystawiłam do nich ucho i chwilę nasłuchiwałam co się dzieje w środku.
-Frajer! Idiota! – słyszałam wyraźne krzyki chłopaka. Było mi go naprawdę szkoda. Spojrzałam na drzwi znajdujące się naprzeciwko moich. Mieszkaniec tego pokoju niewątpliwie bardzo irytował Nialla. Nie dziwię mu się. Gdybym sama słyszała takie słowa z ust własnego brata. Greg nie powinien nazywać go ofiarą losu. To była chamska zagrywka. Westchnęłam głośno i tym razem weszłam do swojego pokoju. Zaraz po przekroczeniu progu sypialni ruszyłam do łazienki. Wzięłam długą i relaksacyjną kąpiel. Miałam ten dzień tylko dla siebie. Tylko ja, muzyka i wanna pełna gorącej wody. Jednak po chwili jednak musiałam zrezygnować z przyjemności i wyszłam z wanny. Nałożyłam na siebie zwykłą koszulkę, szorty. Położyłam się na łóżku. Było podobnie jak wczoraj. Zaczęłam rozmyślać nad wszystkim. Zmorzył mnie sen. Zasnęłam.
*
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Pomału zwlekłam się z łóżka, aby je otworzyć otworzyłam.
-Cześć piękna, wybierasz się na kolację? – zapytał uradowany Greg.
-Jak to na kolację?! A która godzina?
-Dochodzi piąta po południ
-Co proszę?! Niemożliwe. – zrobiłam wielkie oczy. -  To znaczy, tak idę. Daj mi pięć minut. - Dosłownie zamknęłam mu drzwi przed nosem i pobiegłam się przebrać. Założyłam zwiewną, kwiecistą sukienkę, umalowałam się i uczesałam włosy. Gotowa ruszyłam do wyjścia. Greg stał oparty o parapet. Moje wyjście spowodowało, że spojrzał w moją stronę.
-Pięknie wyglądasz. – powiedział. Zarumieniłam się delikatnie. Chłopak objął mnie w talii i ruszyliśmy w kierunku tarasu, gdzie byli już wszyscy oprócz naszej dwójki. Nawet Niall się pojawił. Spojrzał na mnie i szerzej otworzył oczy. Lucy także obdarzyła mnie swoim spojrzeniem.
-[T.I], bo będę zazdrosna. Pięknie wyglądasz. – pochwaliła mój wygląd.
-Oj, daj spokój Lucy. Wyglądasz o niebo lepiej. – powiedziałam z pogodnym uśmiechem.
-[T.I], Greg siadajcie. – powiedział Tom. Brunet wziął swoją dłoń z moich pleców i odsunął przede mną krzesło. Siedziałam pomiędzy nim, a jego bratem. W trakcie posiłku ja i Niall nie odezwaliśmy się ani słowem. Gdy tylko zjadłam przeprosiłam wszystkich i wróciłam do pokoju. Spojrzałam na zegarek ścienny, który wskazywał 17:38. Poczułam silną potrzebę i ochotę pójścia na spacer. Było wcześnie, słońce miało wkrótce zachodzić. Nie widziałam przeszkód, aby udać się na spacer. Wzięłam ze sobą tylko telefon i opuściłam swój pokój. Zamykając go ujrzałam najmłodszego Horana.
-Wychodzisz? – zapytał zaciekawiony.
-Tak. – wpadł mi do głowy pomysł. Zawahałam się przez chwilę. – Może chciałbyś pójść ze mną? – był widocznie zaskoczony, jednak po chwili na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-A wiesz, że z chęcią...
przychodzę do domu, włączam komputer i widzę 13 komentarzy.
kocham Was <3
 słowa nie potrafią opisać jak bardzo <3
*
mam nadzieję, że Wam się spodobała ta część.
piszcie swoje opinie poniżej.:)
10+ komentarzy = next part.:)
*

sprawy organizacyjne.
#1 jedna osoba zapytała się ile będzie jeszcze części.
otóż muszę powiedzieć, że nie jestem do końca tego pewna.
może dwie, a może trzy.:)
#2 jeśli chodzi o dedykacje to muszę Wam powiedzieć, że musicie być cierpliwi.
wiele osób było chętnych, więc dedykacji będzie też sporo.
musicie jednak czekać na swoją kolej. musicie mnie zrozumieć.
staram się jak  mogę.
musiałabym się rozdwoić, żeby ze wszystkim zdążyć.


#91 Niall PART~3~

tą część dedykuję @Horoskopy_1D_ <3 
mam nadzieję, że Ci się spodoba <3
enjoy.♥

#91

Z każdym następnym krokiem co raz bardziej błądziliśmy. Przez dobre kilka godzin szukaliśmy chociażby małej oznaki cywilizacji. W końcu, w głębi lasu, znaleźliśmy mały, drewniany domek. Wśród gęstwiny drzew i leśnej roślinności. Rozradowana podbiegłam pod drzwi. Zaczęłam pukać. W tym czasie, spokojnym krokiem podszedł także Niall, ręce miał schowane w kieszeniach, a twarz spuszczoną w dół. Wyglądał na dość zdołowanego. Pomyślałam, ze powodem tego mogło być to dzisiejsze wydarzenie. W końcu niecodziennie trzeba okazać swoją słabość przed kimś, a w dodatku przed dziewczyną.
 Po chwili zapukałam jeszcze raz. Tym razem otworzył starszy, przygarbiony mężczyzna o siwych włosach i długiej brodzie.
-W czym mogę wam pomóc? – zapytał przyjaznym tonem.
-Potrzebujemy pomocy. Nie mamy ze sobą telefonów. Zabłądziliśmy i w dodatku jest noc. Czy mógłby nas pan wpuścić do domu?– zapytałam bardzo błagalnym tonem. Mężczyzna popatrzył to na mnie to na Blondyna i uśmiechnął się szeroko.
-Oczywiście, że pomogę młodym, zagubionym i przede wszystkim zakochanym młodym ludziom.
-Nie jesteśmy w sobie zakochani. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. – wytłumaczyłam pospiesznie.
-Kochanie! Mamy gości! – krzyknął staruszek. W drzwiach ukazała nam się postać niziutkiej kobiety o brązowych włosach z nutką siwizny po bokach. Była uśmiechnięta. Na jej policzkach tworzyły się przez to drobne dołeczki.
-Witam was dzieci w naszym skromnych progach. Wejdźcie dalej. – Spojrzałam niepewnie na Nialla. On, najprawdopodobniej wyczuwając moje spojrzenie także popatrzył w moją stronę. Gestem swojej ręki pokazał, że mam wejść pierwsza do środka. Wnętrze przypominało mój rodzinny dom. Na samą myśl o nim uśmiech sam cisnął się na twarz. Zaciekawiło mnie to miejsce. Poczułam silną potrzebę poznania go ‘od kuchni’.
-Mogę się trochę rozejrzeć? –zapytałam niepewnie.
-Oczywiście kochanie. – zgodziła się gospodyni. – Czujcie się jak u siebie. – Zostawiając wszystkich w tyle zaczęłam przeczesywać malutkie pomieszczenia domu. Dokładnie przyglądałam się każdemu detalowi. Wszystko przykuwało moją uwagę i sprawiało, że miałam ochotę usiąść w jakimś dogodnym miejscu i po prostu wpatrywać się w dany punkt. Wierzchem dłoni przejeżdżałam po dokładnie wyczyszczonych meblach. Z uśmiechem spacerowałam po domu i można by powiedzieć iż starałam się zapamiętać każdy szczegół przytulnego gniazdka starszych ludzi.
~Oczami Nialla~
W czasie gdy [T.I] spokojnie poznawała każdy zakamarek domu ja wraz z brodatym mężczyzną wyszliśmy na mały tarasik za domkiem. Usiedliśmy na bujanym, kilkuosobowym fotelu. Panowała cisza. Chciałem, żeby tak pozostało. Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać. Cały świat włącznie z samym Bogiem i Matką Naturą byli przeciwko mnie.
-Powiedz mi chłopcze z jakiego powodu cały czas chodzisz naburmuszony? – usłyszałem po chwili. Spojrzałem tylko na mężczyzny i przyglądałem się w ciszy jego delikatnie uśmiechniętej twarzy.
-Wcale nie chodzę naburmuszony, ja po prostu… 
-Zakochałeś się. – przerwał mi, bez żadnego zawahania w głosie. – Nie zaprzeczaj, proszę. Jestem może stary i niedowidzę, ale takich rzeczy nikt nie przeoczy.
-Co pan ma na myśli? –zapytałem.
-Synu, wiem co to znaczy być zakochanym. Kiedy byłem w twoim wieku zakochałem się w pięknej dziewczynie. Kocham ją do dziś i dzięki mojej pewnej i dobrej decyzji jest ona u mojego boku. Jest przy mnie na dobre i na złe. Mimo, że wystąpiło wiele komplikacji, których ktoś inny by na pewno żałował, ja jestem szczęśliwy i za nic w życiu nie cofnął bym czasu nawet choćbym mógł. – odparł odpalając fajkę.
-W moim przypadku nie jest to takie proste. – odpowiedziałem zawiedziony. - Mój ojciec chce, abym ożenił się z córką jego bogatego przyjaciela największą materialistką i snobką jaką świat widział. Ja chce kogoś innego. Wyjątkowego,  cudownego, czułego. Ja po prostu pragnę, aby ktoś pokochał mnie, a nie moje pieniądze.
-Istnieje ktoś taki kto spełniałby twoje oczekiwania. Mam rację?
-Tak. – pokiwałem twierdząco głową. – Jest ona na wyciągnięcie ręki. – spojrzałem na jedno z kilku okien domku. Żarzyło się w nim światło lampy. Dokładnie widziałem co dzieje się w tym pomieszczeniu. Dostrzegłem dwie kobiece sylwetki. Jedna przygarbiona i bardziej pulchna, a druga wyprostowana, smukła – idealna.
-Więc w czym problem?
-Nie zauważa mnie. Traktuje jak powietrze. I najwyraźniej jest zainteresowana moim głupim, starszym bratem. – odrzekłem zawiedziony. – Gdyby to było takie proste jak się panu wydaje. – westchnąłem.
-To jest prostsze niż się tobie wydaje . Wyjaw jej co do niej czujesz, nie poddawaj się woli ojca. Kieruj się głosem serca. – doradzał.
-Tak się nie da. Już mówiłem. Pomiędzy mną, a nią stoi Greg – największy szkodnik w tym całym zestawieniu.
-Uwierz mi chłopcze, dla prawdziwej miłości to tylko detal. Pamiętaj. Zawsze kieruj się głosem serca. – spojrzałem niepewnie na niego i poczułem wewnętrzne roztargnienie. Wiedziałem, że ma rację i w pewnym stopniu jego słowa dodały mi odwagi. Jednak ta szybko się ulotniła kiedy w progu drzwi tarasowych dostrzegłem postać dziewczyny. Ona wraz ze starszą panią weszły na taras trzymając w rękach tacę z dzbankiem i filiżankami.
-O czym tak gawędziliście kochanie? –zapytała kobieta swojego męża.
-A o takich męskich sprawach. – zaśmiał się.
-Oh, zapomnieliśmy się wam  przedstawić. Ja nazywam się Mary Rosinberg, a to jest mój mąż John.
-My także zapomnieliśmy. Jestem [T.I i T.N], a to jest… - zaczęła dziewczyna, która siedziała nieopodal mnie.
-Niall Horan. – dokończyłem już sam.
-Znajome nazwiska. Zaraz, zaraz. [T.I], czy twój ojciec nie nazywa się przypadkiem Colin? – zapytał zaciekawiony John.
-Tak. – odpowiedziała cicho.
-To w takim razie znałem twojego ojca. Był synem świętej pamięci Bena i Rose, moich dobrych znajomych. Co u niego słychać?
-On…- zawahała się przez chwilę. – On nie żyje. Zmarł gdy miałam dwanaście lat. – zapanowała niezręczna cisza. Domyśliłem się jak fatalnie musi się czuć na wspomnienie o kochanej osobie.
-Wybacz mi. Nie wiedziałem tego. – odparł wyraźnie zszokowany. Żałował swoich słów. Było to po nim poznać. Oczy dziewczyny zrobiły się szkliste. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza wyznaczając ścieżkę dla całej reszty.
Przysunął się do niej i objąłem ją swoim ramieniem. Chciałem, żeby szczęście wróciło do niej i aby na uroczej twarzy [T.I] znów zagościł ten wspaniały i niepowtarzalny uśmiech. Jedna z jej dłoni zacisnęła się na moim nadgarstku. Moje ciało przeszedł znów ten sam silny, przyjemny dreszcz. Wolną dłonią pogładziłem ją po włosach. Ucałowałem czubek jej głowy.
-Zostawmy ich samych. – powiedziała cicho Mary do Johna. Wychodząc pan Rosinberg poklepał się dłonią po klatce piersiowej. Był to gest skierowany do mnie. Wiedziałem co to miało oznaczać. Przypomniały mi się jego słowa. Znów poczułem odrobinę odwagi w sobie.
Po chwili [T.I] odkleiła się ode mnie i usiadła na jednym z krzeseł. Zająłem miejsce na bujanej huśtawce naprzeciwko niej i wpatrywałem się w delikatne rysy twarzy dziewczyny. Zza chmur wyszedł piękny księżyc. Rzucał on na nią srebrzystą poświatę. Zaczęła wpatrywać się w rozgwieżdżone niebo. W jej pięknych oczach odbijał się blask księżyca. Wpatrywałem się w nią jak w najpiękniejszy obraz. Dyskretnie zbliżyłem się do [T.I]. Kiedy nie patrzyła zająłem miejsce na krześle obok. Objąłem jej dłoń swoimi. Momentalnie odwróciła wzrok w moją stronę.
-Muszę ci coś powiedzieć. – zacząłem. W je jeszcze zeszklonych oczach dostrzegłem zmieszanie. – Odkąd pierwszy raz cię zobaczyłem, kiedy wysiadłaś z tej czarnej limuzyny coś się we mnie zmieniło. Coś zawirowało. W moim sercu znalazło się miejsce dla jednej, wyjątkowej osoby. Uwierz nigdy nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia. Zawsze uważałem, że to jakieś brednie. Dopóki nie spotkałem ciebie. Byłaś inna. W pozytywnym znaczeniu tego słowa. Delikatne, drobniutka, krucha. Zauroczyłaś mnie swoim uśmiechem, który działa na mnie jak narkotyk. I chociaż wiem, że znam cię dopiero jeden dzień to ja…Ah. – nie dokończyłem. Pocałowałem ją...
oto jest!
3 część! :)
nie mam zbyt wielu uwag.
po prostu mam nadzieję, że Wam się spodobała ta część i jesteście zadowoleni.:)
kocham Was bardzo mocno i nie chciałabym Was zawieść. ;* xx
*
piszcie jak Wam się podobało.:)
10+ komentarzy = next part.:) xx
 

wtorek, 19 marca 2013

#90 Niall PART~2~

tak jak obiecałam tą część już komuś zadedykuję.
będzie to jedna z bliższych mi osób.
uwielbiam z nią spędzać czas, jarać się zdjęciami Nialla na angielskim i śmiać się z kilku rzeczy, o których wie nasz 'Dream Team' :3
dedykuję tą część Danielli <3
mam nadzieję, że Ci się spodoba.:)
enjoy.♥

#90

Zawstydziłam się odrobinę i puściłam jego dłoń z uścisku. Ruszyliśmy wspólnie na odprawę.
*
Mieliśmy miejsca w pierwszej klasie. Pan Montgomery i pan Horan usiedli razem, Lucy usiadła sama czekając na Nialla, ja również usiadłam w odosobnieniu. Przekręciłam głowę w prawą stronę i podziwiałam pas startowy lotniska.
-Mogę się dosiąść? – przerwał mi ktoś pytaniem.
-Braciszku ty idź lepiej zajmij się swoją żonką. – dodał inny głos.
Spojrzałam ku górze i ujrzałam stojących obok siebie Nialla i Grega. Brunet zamaszystym ruchem odepchnął brata na bok i zajął miejsce sąsiadujące z moim. Obrażony Blondyn usiadł za nami. Wybrał samotność.
Greg to miły facet. Zadawał mi strasznie dużo pytań dotyczących mojego życia, na które starałam się odpowiadać. Gdy Brunet skończył ‘wywiad’ opowiedział trochę o sobie, kiedy stewardesy włączyły film okazało się, że to ulubiony mojego towarzysza. Jakiś czas oglądałam, starając się udawać, że mnie interesuje. Ciekawość skłoniła mnie do sprawdzenia co robi Niall. Odwróciłam się do tyłu i zajrzałam pomiędzy szparę w moim, a Grega siedzeniu. Siedział przy oknie z głową podpartą o prawą rękę. Jego wzrok był skierowany w to co było za szczelną szybą samolotu. Zauważyłam, że chłopak ma słuchawki w uszach, nie przeszkadzałam mu więc. W pewnym momencie Blondyn spojrzał w moją stronę. Uśmiechnęłam się licząc, że może i na jego twarzy zagości odrobinę uśmiechu. Nie zwrócił na to uwagi i od razu przeniósł swoje niebieskie oczy na inny punkt widokowy.
-Nie zwracaj na niego uwagi. Ostatnio cały czas taki jest. – usłyszałam męski głos zaraz obok swojego ucha. – Wystarczy jak nie będziemy się nad nim użalać. Znam go. Jestem w końcu jego bratem. Wracaj do oglądania, zaraz będzie najlepsza scenka.
Odwróciłam się w kierunku ekranu z wielką niechęcią. Nie interesował mnie ten film, a jestem za miła, żeby to powiedzieć. Zanim spostrzegłam się moje powieki zaczęły opadać. To spowodowało, że głowa też spadała na bok. Greg to zauważył i zanim zasnęłam, chłopak objął mnie. Nie zwracając uwagi na to, że go  prawie nie znam wtuliłam się w jego koszulę. Zasnęłam. Brunet także musiał usnąć, bo po ośmiu godzinach lotu obudziliśmy się wtuleni w siebie. Poza tym, Lucy cały czas nas obserwowała i gdy tylko wylądowaliśmy zaczęła mi opowiadać jak to słodko razem wyglądaliśmy. Moja przyjaciółka poprosiła mnie, żebym odebrała jej bagaż. Zgodziłam się. Poszłam po bagaże, a ona sama oglądała torebki w lotniskowym butiku. Stanęłam przy taśmie i czekałam spokojnie na nasze walizki. Szybko spostrzegłam bagaż Lucy. Chwyciłam za uchwyt różowej walizki i podciągnęłam ją do góry. Zostałam jednak powstrzymana. Puściłam więc walizkę i odwróciłam się do tyłu. Za mną stał Niall.
-Nie powinnaś dźwigać takich ciężarów. – zaczął. – Zrobi jedną rundkę na taśmie, wtedy pomogę ci ją wyciągnąć. - Uśmiechnęłam się. Był słodki. Już wiedziałam, że Lucy będzie miała bardzo udane życie. Jej przyszły mąż okazał się być troskliwy i dodatkowo skromny.
 Gdy z taśmy ściągnęliśmy, a raczej on ściągnął wszystkie nasze torby w ramach podziękowaniu  za pomoc przytuliłam go.
-Dziękuję ci. – powiedziałam i po chwili poczułam jego dłoń na swoich plecach. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, ale znikł od razu, gdy dostrzegł coś za moimi plecami. Odwróciłam się w tył i dostrzegłam brata Blondyna.
-O! Tutaj jesteście. Co tutaj robię nasze walizki. [T.I]! Dziewczyno nie potrzebnie tyle dźwigałaś sama.
-Ale to Niall wszystkie ściągnął. – spojrzałam w kierunku Blondyna.
-To dobrze. Nie mógłbym pozwolić na to, żebyś zrobiła sobie krzywdę. – mówił Greg, gdy już pomału odchodziliśmy od walizek.
-Mam dwa pytania. Pierwsze to: co z naszym bagażem, a drugie: nie podziękujesz mu? – zapytałam.
-Torby wezmą ochroniarze, a co do podziękowań to później. – wytłumaczył mi.
*
Niecałą godzinę później znaleźliśmy się w hotelu.  Panowie Montgomery i Horan zajęli się zakwaterowaniem. Krótko potem znaleźliśmy się każdy w swoim pokoju. Wyciągając wszystkie rzeczy ze swoich walizek usłyszałam pukanie do drzwi. Osoba za nimi nie czekała, aż  otworzę lub zaproszę ją do środka. Wtargnęła do pokoju.
-Idziemy na plażę z Gregiem i tatuśkami. Idziesz z nami? – zapytała Lucy.
-Nie mam ochoty dzisiaj na plażowanie. Jutro wszystko nadrobię. – uśmiechnęłam się do dziewczyny. - A Niall nie idzie z wami?
-On powiedział, że idzie na wycieczkę po wyspie. – odpowiedziała. – To może skoro nie masz żadnych planów i nie chcesz iść na plażę to pójdziesz z nim. No wiesz. Może się zgubić lub coś sobie zrobić, a takiego ciacha byłoby szkoda.
-No oczywiście. – zaśmiałam się. – Dobrze, pójdę razem z Niallem.
-Dziękuję ci. – odparła szybko i zniknęła za drzwiami mojego pokoju. Głośno westchnęłam podniosłam się z podłogi, gdzie do tej pory siedziałam. Wyszłam na balkon. Zorientowałam się, że moim sąsiadem jest właśnie Blondyn. Siedział zamyślony przy barierce.
-To idziemy? – odwrócił twarz w moją stronę.
-Idziesz ze mną? –  zdziwił się.
-Każdy lubi mieć towarzystwo, czyż nie? – uśmiechnęłam się do niego.
-No tak. – chłopak odwzajemnił uśmiech i podniósł się z zimnego podłoża. – Za pięć minut w recepcji?
-Zobaczymy kto będzie szybszy. – zaśmiałam się i wbiegłam do środka apartamentu. Spakowałam do małego plecaczka butelkę z wodą, paczkę żelek i aparat. Spotkaliśmy się na parterze. Wspólnie ruszyliśmy w kierunku hotelowej wypożyczalni terenowych aut.
*
Całą drogę siedzieliśmy cicho. Nie miałam pojęcia o czym z nim rozmawiać. W pewnym momencie zorientowałam się, że chłopak jest z zawodu piosenkarzem. Zagaiłam coś na temat studia nagraniowego i krótko po tym rozmowa kleiła nam się świetnie. Od czasu do czasu śmialiśmy się. Nawet  nie zauważyliśmy, że zboczyliśmy z wyznaczonej dla turystów ścieżki.
-Chyba się zgubiliśmy. – stwierdził Niall. Spojrzałam na niego i zobaczyłam, że zaczął się kurczyć. Zniżyłam wzrok w dół i dostrzegłam bardzo niepokojące zjawisko.
-Niall, tylko teraz bez żadnych gwałtownych ruchów. Połykają cię ruchome piaski. – Chwyciłam do ręki pierwszy lepszy kij. Ku mojemu zdziwieniu chłopak zaczął panikować, był to niecodzienny widok. Jego ruchy stawały się szybsze. Piasek z większą częstotliwością przykrywał jego ciało.
-Złap ten kij i trzymaj go mocno. – powiedziałam.
-Nie puszczaj go, proszę! – spojrzałam w jego zaszklone już oczy i z wszystkich sił zaczęłam ciągnąć.
-Nie puszę. – odparłam po chwili. – Za bardzo mi zależy. Blondyn uspokoił się. Popatrzył na mnie z czymś  w rodzaju nadziei w oczach.
-Na mnie? –zapytał.
-Na szczęściu Lucy. – dodałam.
Znowu posmutniał. Zniechęcony zaparł się nogami, a ja po raz kolejny z  całej siły zaczęłam go wciągać. Po dłuższych zmaganiach udało się. Już bezpieczny i trochę oszołomiony Irlandczyk usiadł na trawie, daleko od tego miejsca. Zajęłam miejsce obok niego i wyciągnęłam z plecaka żelki. Podsunęłam chłopakowi pod nos otworzoną paczuszkę.
-Już spokojnie. Zjedz. Ochłoń trochę i będziemy musieli już wracać. Robi się ciemno, a my zabłądziliśmy. -  
Odepchnął od siebie jedzenie i wstał. Spojrzałam na niego z frustracją, bo naprawdę  dziwiło mnie jego zachowanie. Chciałam dobrze, a on się obraził. Schowałam słodycz do plecaka i tak samo jak Niall wstałam. W milczeniu zaczęliśmy szukać drogi powrotnej...
jest i druga część.:)
wczoraj nic nie dodawałam, bo naprawdę źle się czułam.
mam katar i to taki dość uciążliwy.;/
no ale nic...
 *
mam wielką nadzieję, że ten imagin Wam się podoba jak na razie.:) 
piszcie co myślicie o tej części w komentarzach.:)
10+ komentarzy = next part.;)
*
tak w ogóle to big love dla większości z Was <3
dziękuję, że jesteście tuta ze mną <3



niedziela, 17 marca 2013

#89 Niall PART~1~

Pozwolicie, że tej części nikomu nie zadedykuję.
Jest ona taka wprowadzająca i nie nadaje się na dedykacje.:) 

#89

W życiu nigdy nie jest łatwo. Czasami tylko się tak wydaje. Dla niektórych szczytem marzeń jest ogromna willa z basenem, a dla innych zwykły, skromny domek. Wychowałam się w rodzinie gdzie z pieniędzmi było krucho. Każdy grosz miał wielkie znaczenie. Mimo skromnych warunków w naszym domu panowała rodzinna, cudowna atmosfera. Wszyscy nawzajem się kochaliśmy i to było najważniejsze. Moja mama była pokojówką, a tata kucharzem. Jego największym marzeniem było otworzenie własnej restauracji. Żeby to osiągnąć często pracował na dwie zmiany każdego dnia. Codziennie przychodził wykończony do domu, a jednak za każdym razem znalazł chwilkę na zabawę ze mną. Niestety otwarcia własnego lokalu się nie doczekał. Zachorował na białaczkę i krótko po tym zmarł. Gdy tylko osiągnęłam pełnoletniość zaczęłam dokańczać dzieło ojca. Pracowałam w dwóch miejscach jako kelnerka.  Podobnie jak tata na dwie zmiany. Każdego dnia odkładałam napiwki i ciężko zarobione pieniądze na wynajem lokalu. Pewnego dnia do restauracji w której pracowałam przyszła młoda, bogata Angielka. Na imię jej było Lucy. Znałyśmy i przyjaźniłyśmy się od najmłodszych lat, gdyż moja mama sprzątała do niedawna w domu państwa Montgomery. Lucy zajęła miejsce przy stoliku obok okna. Podeszłam do niej, aby zapytać się  czy czegoś jej nie potrzeba.
-Cześć Lucy. – uśmiechnęłam się. – Potrzebujesz czegoś, a może będziesz coś zamawiać?
Dziewczyna spojrzała na mnie smutnym i delikatnie zdenerwowanym spojrzeniem. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Zaniepokojona zapytałam:
-Ey, co jest? Coś się stało?
-Tak. – wydukała przez łzy. – Mój ojciec wymyślił sobie podróż po lasach deszczowych…
-Co w tym takiego przykrego? Ja bym cieszyła się na twoim miejscu. – powiedziałam zdziwiona.
-Ty nic nie rozumiesz. Ta podróż ma się odbyć z moim… - zacięła się. – przyszłym narzeczonym.
-Jak to? – otworzyłam szerzej oczy.
-Mój tata chce mnie zeswatać z synem jego dobrego przyjaciela z Irlandii. Dlaczego akurat z Irlandii?!  Irlandczycy są niscy, piegowaci i brzydcy… A co jak będzie biedny?! – mówiła z rozgoryczeniem.
Zabolało mnie to, że moja przyjaciółka ocenia ludzi po wyglądzie, wzroście i grubości portfela. W końcu ja też nie jestem wysoka, a o życiu w pałacu to mogę sobie tylko pomarzyć. Mimo jej braku tolerancji starałam się ją pocieszyć.
-Nie martw się. Na pewno będzie dobrym mężem. – uśmiechnęłam się delikatnie. – Irlandczycy słyną z wierności dla drugiej osoby. Wiele narodów powinno brać z nich przykład. Na przykład Amerykanie.
Lucy cały czas patrzyła w ziemię. -A co do wycieczki, zawsze możesz zabrać jakąś swoją przyjaciółkę. Ostatnio przyszłaś tu z tą Monicą. Wydaje się sympatyczna. Na pewno się zgodzi z tobą pojechać. – doradziłam.
Wtedy dziewczyna spojrzała na mnie i sprawiała wrażenie jakby wpadła na jakiś genialny pomysł. Wreszcie powiedziała:
-[T.I], ty geniuszu! – mówiła wychodząc z restauracji. Po chwili wróciła. Wyjrzała zza futryny i dodała:
-Wylot jest jutro w południe. Bądź gotowa i czekaj na nas.
Z szeroko otwartymi oczyma tylko pokiwałam twierdząco głową. Na początku się cieszyłam, ale już po chwili zaczęły nawiedzać mnie myśli typu: „A co z pracą?!”, „A restauracja?!” ,  „Na pewno mnie wyleją z pracy!”.
Wieczorem gdy wróciłam do domu zaczęłam się pakować. Nie miałam sił na to, ale nie potrafiłam sprawić Lucy zawodu. Postanowiłam położyć się szybciej niż zwykle. Ciężki dzień w pracy i do tego ten wyjazd. Pod wpływem zmęczenia zasnęłam od razu po zamknięciu oczu. Obudziłam się około dziewiątej.  Nie czekając ani chwili dłużej wkręciłam się w wir przygotowań.  Tak jak każdego poranka wykonałam podstawowe czynności. Prysznic, makijaż, ubiór. Tym razem różnił się niż zwykle. Nie był on kuchennym fartuchem, ale zwykłym ubraniem. Usłyszałam za oknem trąbienie samochodu. Wyjrzałam i zobaczyłam bardzo dobrze znaną mi limuzynę państwa Montgomery. Pospiesznie zabrałam torbę przygotowaną poprzedniego wieczoru i niczym strzała zbiegłam po schodach na dół. Ucałowałam moja mamę w policzek i wyszłam na zewnątrz. Przed tylnymi drzwiami czarnego pojazdu stanął wysoki i postawny mężczyzna w czarnym garniturze i okularach przeciwsłonecznych, w uchu miał słuchawkę bluetooth. Ochroniarz otworzył przede mną drzwi, zabrał ode mnie bagaż i po chwili znalazłam się w środku luksusowego pojazdu.
-Ślicznie wyglądasz. - usłyszałam komplement. – Tak inaczej.
-Dziękuję Lucy. Ty jak zwykle wyglądasz zniewalająco. – powiedziałam po chwili.
Podczas podróży na lotnisko rozmawiałyśmy o przyszłym małżonku dziewczyny. Dowiedziałam się, że nazywa się Niall, pochodzi z Irlandii i że jest piosenkarzem. Nie robiło to na mnie szczególnego wrażenia. Człowiek jak człowiek ma swój zawód i wykonuje go najlepiej jak potrafi. Uważam, że wszystkim piosenkarzom, aktorom i tak dalej, wszystko przychodzi za łatwo. Wtedy też narzekają na swoje życie. Zaczynają ćpać, ciąć się. Po prostu doszczętnie rujnują sobie życie. Byłam prawie pewna, że i tym razem tak będzie.
Dojechaliśmy na lotniskowy parking. On i jego ojciec mieli już tam na nas czekać. Thomas Montgomery nie mylił się. Z czerwonego vana wysiadło trzech mężczyzn. Pierwszy z nich miał brązowe włosy, był wysoki. Drugi wysiadł blondyn z czarnymi Ray Banami na nosie. Trzeci był odrobinę wyższy od blondyna. Miał on już delikatnie posiwiałe włosy po bokach. Domyśliłam się, że to właśnie jest Bobby Horan- przyjaciel Toma. Wyglądali sympatycznie. Na twarzach bruneta i pana Horana widniał pogodny uśmiech. Blondyn oparł się o samochód, wsadził ręce do kieszeni i rozglądał się po parkingu z ponurą miną. Kiedy  samochód zatrzymał się  jako pierwszy opuścił go ojciec Lucy, następnie ona i na samym końcu ja. Blondyn, zmuszony przez ojca, spojrzał w naszą stronę. Wzrok Bruneta i Blondyna poczułam po chwili na swojej osobie. Wyraz twarzy obydwóch zmienił się od razu. Wyższemu uśmiech poszerzył się, a temu obok odleciały wszystkie chmury, które bardzo niszczyły sielankową atmosferę. Chciałam zrobić dobre wrażenie, więc uśmiechnęłam się. Tom i Bobby przywitali się ciepłymi uściskami po czym przeszli do przedstawiania wszystkich po kolei. Zaczął pan Horan.
-Poznajcie proszę moich synów. Niall i Greg. – powiedział wskazując na nich.
-Miło was poznać chłopcy. – zaczął pan Montgomery. – Poznajcie moją jedyną i najukochańszą córkę Lucy. Obok niej stoi [T.I] jej urocza przyjaciółka. Córka mojego zmarłego przyjaciela.
Ku mojemu zdziwieniu Niall wyciągnął rękę najpierw w moim kierunku. Moim zdaniem wypadało się przywitać w pierwszej kolejności z narzeczoną. Jego rękę wyprzedziła jednak dłoń Grega, który delikatnie ujął moją rękę po czym ucałował ją jak dżentelmen. Poczułam, że moja twarz nabrała bardziej różowego koloru. Doznałam nagłego przypływu ciepła na moich policzkach.
-Widzę, że będziemy mieli dwa wesela. – zaśmiał się Bobby.
Ponownie mój wzrok wylądował na twarzy Grega. Zawstydziłam się odrobinę i puściłam jego dłoń z uścisku. Ruszyliśmy wspólnie na odprawę...
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI DNIA ŚW PATRYKA! :D
wprawdzie już się kończy, no ale liczą się chęci, prawda? :)
w roli wytłumaczenia powiem, że ten imagin był pisany kiedyś.
przerobiłam go z grubsza, więc może nie być taki jak inne imaginy.
wybaczcie mi to.:)
*
trochę taka mniej przyjemna sprawa. 
pod postem z Liamem pojawiło się dużo komentarzy, ale także ktoś pozostawił ocenę 1 pod nim.
aż tak bardzo się nie podobał? :(
przepraszam.
*
mam nadzieję, że tym razem będzie lepiej.
pozostawcie swoją opinię poniżej.
10+ komentarzy = next part.