#126
-Cześć. – odparł po chwili ciszy. – Mogę wejść? – chwilę
patrzyłam na niego niedowierzając własnym oczom. Naprawdę nie spodziewałam się,
że właśnie w tym dniu zastanę go u mnie w mieszkaniu. Równie dobrze mógł
przecież pójść i zacząć imprezować ze swoimi przyjaciółmi z ‘wielkiego świata’.
To by było chyba najlepsze rozwiązanie w jego przypadku. W roli odpowiedzi
tylko odsunęłam się. Z jego ust wydobyły się ciche słowa podziękowania i już po
chwili znajdował się wewnątrz moich skromnych progów. Zatrzymał się
niespodziewanie i odwrócił się w moją stronę lustrując swoim przeszywającym
spojrzeniem całe moje ciało. – Jak się czujesz? – zapytał po chwili. Jego słowa
w jakiś sposób mnie tknęły. Spojrzałam na niego z delikatną pogardą, a w moich
oczach na nowo zaczęły gromadzić się łzy.
-Jak się czuję? – powtórzyłam po nim pytanie. – A jak
myślisz? – nie mogłam nic poradzić, ale mój ton sam przekształcił się w jego
gniewną formę. – Jak ma się czuć dziewczyna zdradzona przez swojego chłopaka,
który przez cały czas zapewniał ją, że ją kocha i że dla niego nie istnieje
nikt inny niż ona sama? – pytałam znacznie unosząc głos. Było to bardzo
egoistyczny, gdyż przez tą chwilę zapomniałam o tym, że on także został zdradzony.
Dopiero po chwili doszło do mnie, że naskoczenie na Nialla w niczym nie pomoże.
– Przepraszam. – ściszyłam głos. – Czuję się fatalnie. – w końcu odparłam na
jego pytania przy okazji odwracając głowę w bok by nie utrzymywać nadal z nim
kontaktu wzrokowego.
-Nie masz za co przepraszać. Rozumiem. – odparł równie cicho
jak ja.
-Wszystko przez to, że nie potrafię przestać o tym myśleć.
Nie potrafię się pozbierać. – jedna łza wypłynęła na mój policzek. – Pokazał
mi, że tak naprawdę rzucał słowa na wiatr i byłam nikim dla niego. Czuję się
tak teraz. Jak śmieć.
-Nie mów tak. – wtrącił.
-Nie poradzę sobie z tym. – mówiłam i zaczęłam nerwowo bawić
się swoimi palcami. – Odkąd pamiętam był ktoś przy mnie, a teraz? Teraz jestem
sama. Nie wiem co mam o tym myśleć. Ja.. ja boję się. Boję się żyć w
samotności. Jestem za słaba. – Blondyn gwałtownie zbliżył się do mnie i chwycił
w swoje silne dłonie moją twarz. Maksymalnie jak tylko potrafił zmniejszył
odległość między nami. Czułam jego miętowy oddech na moich policzkach i ustach.
Zagryzłam policzek od wewnątrz próbując zahamować łzy.
-Nie jesteś sama, rozumiesz?! – mówił patrząc prosto w moje
oczy. Nie dałam rady. Na moje policzki swobodnie wypłynął cały potok łez.
Zmrużyłam oczy i delikatnie oparłam swoje czoło o jego tors pozbywając się tym
samym jego dłoni z mojej twarzy.
-Nie mam już nikogo. – wypowiedział pod wpływem emocji przez
łzy. – Czuję się jak zużyta chusteczka. Pomięta
i porzucona w koszu. Nikt już nie będzie mnie chcieć. – wychlipałam przy okazji
co chwilę dławiąc się słonymi kroplami wypływającymi spod moich powiek.
Oderwałam się od niego. Przeszłam na drugi koniec pokoju. – Nikt… -
powiedziałam ostatni raz i odwróciłam się z powrotem w jego stronę. Chłopak
cały czas wpatrywał się we mnie, a po jego policzkach także spływały łzy. Nie
miałam pojęcia dlaczego, ale płakał. Może czuł się tak fatalnie jak ja?
-Ja chcę! – krzyknął nagle. Ton jego głosu jeszcze bardziej
wywołał u mnie kolejny napływ łez. Zanim się obejrzałam on znowu był blisko
mnie. Chwycił ponownie za moje policzki i tym razem oparł swoje czoło o moje.
Przez chwilę próbował złapać oddech. Cały czas miał zamknięte oczy, a ja tylko
lustrowałam jego idealną twarz. Próbowałam sobie uzmysłowić sobie co tak
naprawdę Niall przed chwilą powiedział. To mojego wyczerpanego organizmu nic
nie dochodziło z łatwością.
Horan wolno otworzył swoje oczy. Spojrzał prosto w moje.
Jednym z kciuków zaczął kreślić bliżej nie określony mi wzór na moim policzku.
Wziął głęboki oddech i wypuścił zbędne powietrze ze swoich płuc.
-You’ll never love yourself half as much as I love you. –
zaczął cicho śpiewać. – And you’ll never treat yourself right darling but… -
jego anielski głos chwilowo się załamał a sam przerwał kontakt wzrokowy ze mną.
Kontynuował - … but I want you to. – chwycił mój podbródek i uniósł go do góry,
aby mógł spojrzeć w moje oczy. – If I let you know I’m here… - zaczesał pasemko
moich włosów za ucho. - … for you. – otarł swoim kciukiem jedną samotnie
spływającą łzę z mojego policzka. – Maybe you’ll love yourslef… - delikatnie
ucałował moje wargi. - …like I… - złożył kolejny pocałunek na moich ustach- …
love you. – tym razem trochę mocniej naparł swoimi ustami na moje. Mogę śmiało
powiedzieć, że w jego pocałunku czułam nutę desperacji. Nie dałam mu długo czekać
i oddałam pocałunek czując silną potrzebę tego. Nie był taki
jak ten poprzedni,
ten pod jemiołą. Był zupełnie inny. Wyjątkowy, czuły, wspaniały. Miał w sobie
to coś czego kiedyś bardzo mi brakowało. Poczułam motyle w brzuchu kiedy swoimi
wargami pieścił moje. Był delikatny i namiętny za razem. Ciepły, dziwnie
ogrzewający moje usta. Chłopak wolno odsunął się ode mnie, zostawiając mnie w
delikatnym otępieniu. – Zawsze się kochałem. – odparł po chwili. – Od momentu
kiedy zacząłem być świadom co to znaczy miłość. Zakochałem się w tobie wtedy
pod tym dębem, w ten upalny sierpniowy dzień. W dzień kiedy rozbiłem swoją
ulubioną skarbonkę i przejechałem połowę miasta na rowerze, żeby kupić dwie
plastikowe obrączki. W dzień naszego ślubu. Był to najlepszy dzień mojego
życia. Obiecałaś mi, że do końca życia będziesz moja. Przez dłuższy czas miałem
tą świadomość, że cię mam. Przez cały czas czułem zazdrość kiedy rozmawiałaś z
innymi chłopakami na przerwach w szkole lub na podwórku. Nie lubiłem kiedy na
biologii do pary przydzielano ci Grega. Patrzyłem wtedy na was i nie skupiałem
się na niczym innym. Zazwyczaj to Mary robiła wszystko za mnie. – odwrócił na
chwilę swoją głowę. – Najwyraźniej źle oceniłem całą sytuację. – jego wypowiedź
wprowadziła mnie w konsternacje. Nie miałam pojęcia co powiedzieć lub jak to
rozumieć. – On mi cię ukradł. – wszystko nagle stało się jasne. Tym bardziej
nie wiedziałam co powiedzieć. – Miał szanse, ale ją spieprzył po całości. –
spojrzał w moje oczy ponownie. – Teraz to ja chciałabym się wykazać. Chcę
pokazać ci ile dla mnie znaczysz. Chcę pokazać ci jak powinno się ciebie
traktować. Chcę twojego szczęścia, dlatego zrozumiem jeśli powiesz, że to
jeszcze nie pora i że nie jesteś gotowa na coś nowego. Czekałem tyle czasu na
ciebie to wytrzymam choćby kolejne tyle, ale żebyś ty była zadowolona. Zrobię
to dla ciebie. – jego piękne słowa spowodowały, że przypomniał mi się dzień
naszego młodzieńczego ‘ślubu’. Wszystko było idealne, takie beztroskie i
wspaniałe. Zawsze to czułam podczas zabawy z nim w dzieciństwie i w późniejszym
życiu, aż do teraz. Kąciki moich ust delikatnie drgnęły, aż w końcu uniosłam je
powoli do góry. Tym razem to ja ujęłam jego twarz w dłonie i zatopiłam usta w
pocałunku, który naprawdę pomagał zapomnieć i z biegiem czasu zaczął leczyć
rany.
~ THE END ~
Do jednego z anonimowych czytelników:
nie pomyślałaś, że tamta część była krótka, bo następna tego wymagała?
jak nie chcesz komentować, to trudno.
przyzwyczaiłam się do takiego trybu spraw.
*
napiszcie mi co myślicie o tym :)