*
Przez następne dwa tygodnie za pośrednictwem Nialla, dwójka
młodych ludzi spotykała się ze sobą. Mogli te chwile spędzić wspólnie na rozmowie
lub na czymkolwiek co chcieli. Zazwyczaj jednak ona leżała w jego objęciach na
zimnej podłodze. Nie interesowało ją to,
że może nabawić się przeziębienia. Od niego biło niesamowite ciepło,
które ogrzewało nie tylko jej serce, ale także i duszę. Czuła się wspaniale
kiedy mogła w milczeniu poleżeć przy swoim ukochanym ze świadomością iż nic
złego jej nie grozi. Później oboje wracali na swoje bloki. W damskim obozie
mówiono, że [T.I] puszcza się z blond włosym strażnikiem, dlatego nie
musi
pracować, za to w męskim obozie każdy z więźniów zazdrościł Harryemu, że
chociaż przez chwilę może odpocząć od ciężkiej harówki. Żadne z ich dwójki nie
reagowało na zaczepki i dokuczliwe teksty wskazujące na to, że każdy z nich ma
jakiś układ ze szwabami. Ona często słyszała ‘przystojny dość ten strażnik. Nie
dziwota, że sprzedaje się mu za wolność’ , a on ‘czasami w życiu dobrze być
lizodupem. Nie potrafiłbym tak jak on ze szpiclami współpracować po dobroci.
Pewno pozwalają mu też na dziwki chodzić’. Oni jednak wiedzieli swoje. Nie
zwracali na to uwagi. Z uśmiechem leżeli na swoich twardych pryczach i myśleli
o tym iż jutro znowu się zobaczą.
*
-Styles! Wychodzimy do pracy! – on był najwcześniej budzony.
To był warunek tego, żeby mieć fory przy pracy. Ochoczo podnosił się ze swojego
legowiska i ruszał w stronę baraku gdzie miał wykonywać swoje podstawowe
czynności. Tego dnia jednak nie ruszyli w tą samą stronę co zwykle. Strażnik
nie prowadził go we właściwym kierunku. Zawędrowali pod stary budynek z
czerwonej cegły ubrudzony pyłem z wielkich kominów. Harry uważnie przyglądał
się budowli. Nie był nigdy wcześniej w tej części obozu. Był zaskoczony tym, ze
nagli zmienili mu miejsce pracy. Mimo wszystkich ulg jakie do tej pory dostał
bał się zapytać co jest powodem zmian. Pokornie kroczył za szwabem, który w
każdej chwili mógł wymierzyć mu kulkę prosto w środek czaszki. Wacha zapukał do
wielkich, stalowych drzwi. Zza nich wydobył się cichy pomruk co dla starszego
mężczyzny oznaczało iż można wprowadzić więźnia. Brunet przekroczył próg
ciemnego pomieszczenia, które oświetlone było światłem tylko jednej lampy zwisającej nad stołem. Obok mebla stało
krzesło. Miejsce na nim zaraz zostało zajęte kiedy z ciemnego kąta
pomieszczenia wyłoniła się postać majora Smitha. Harry co raz bardziej zaczynał
się bać tej sytuacji. Nie miał pojęcia czego się spodziewać. Zanim zaczął o
czymkolwiek myśleć został siłą posadzony na krześle i mocno przywiązany liną do
niego.
-Jak nie miło cię widzieć Styles. – odparł nagle Smith. –
Mam nadzieję, że jesteś bardzo zmęczony. – zaśmiał się szyderczo.
-Czego ode mnie chcesz? – zapytał zachrypniętym głosem.
-Chciałem z tobą porozmawiać. – major wstał z krzesła i
podszedł do chłopaka. – Myślę, że wiesz gdzie się
znajdujesz. To obóz pracy
gnojku! Nie żadne uzdrowisko, ani zorganizowane wczasy. – loczek przełknął
ślinę. Ton jakim mówił do niego mężczyzna był naprawdę groźny. – A! I
najważniejsze! To nie miejsce dla jakiejś popieprzonej miłości. Harry zacisnął
powieki. Wiedział do czego on zmierza. Miał prawie stu procentową pewność iż
wiedział o spotkaniach jego i [T.I]. – Nienawidzę miłości. Brzydzę się tym
gównem. Każdy kto myśli inaczej jest śmieciem. Z resztą inni dla mnie się nie
liczą. – Smith spojrzał na przerażoną twarz Harryego. – Chcesz mi coś powiedzieć?
– Styles patrzył na niego bojąc się. Nie o siebie, a o swoją ukochaną. Z
przypływu adrenaliny pokiwał przecząco głową. – Nie? – zastała chwila ciszy i
major odwrócił się tyłem do Bruneta. – To może przy tej laluni będziesz mówił
co innego. – serce chłopaka momentalnie stanęło, a następnie zaczęło wybijać
nie regularne rytmy. Smith skinął ręką na drugiego strażnika, który od razu
zniknął na ścianą. Minęło niespełna siedem minut, a był już z powrotem. Bez
żadnego wysiłku przyszarzał wyczerpane ciało dziewczyny. Pchnął nią w środek
pomieszczenia, a ona wylądowała na swoich obolałych kolanach zaraz przed
krzesłem do którego był przywiązany Styles. Strach sparaliżował go od środka.
Bał się jak cholera o dziewczynę. On sam nie mógł jej w żaden sposób pomóc, a
też w pobliżu nie było Horana, który mógłby w razie niebezpieczeństwa
zareagować. Na czole Bruneta zaczęły gromadzić się drobne kropelki potu. Strach
i nie przyjemne uczucie adrenaliny władały jego młodym organizmem. Wszystko
narosło kiedy Smith zbliżył się do niej i mocno szarpnął ją do góry, żeby
stanęła na równe nogi. – I jak się spało w izolatce? – zapytał kpiącym głosem,
a w ciele chłopaka zaczęła się gotować złość, która jeszcze nie dostatecznie
pokonywała przerażenie. – Domyślam się, że nie zapomnisz tego do końca życia. –
mocno ścisnął dłonią jej policzki i obrócił jej twarz w swoim kierunku. – Nie
martw się. Następnym razem nie będziesz taka samotna. Podeślemy ci jakiegoś ze
strażników, który się tobą zajmie.
-Przestań! - krzyknął
nagle Loczek, który nie potrafił znieść tego jak do niej mówi.
-No proszę! Pan Styles przemówił ludzkim głosem. To dobry
znak, żeby zaczynać. – uśmiechnął się podstępnie. – Heine! Przywiąż ją tak jak
ci mówiłem. Ale mocno! – inny strażnik pociągnął [T.I] za sobą, żeby po chwili
przywiązać ją do stołu. Położył ją na brzuchu. Jej ręce były przykute do
metalowych ram stołu, a nogi swobodnie opierały się o posadzkę.
-Co ty…? – przerażenie znowu zagórowało nad Harrym. Zaczął
szarpać rękami. Próbował uwolnić się z tych ciasno zawiązanych lin.
-Słuchaj mnie uważnie Styles! Chcę ci dać nauczkę. To jest
kara dla ciebie. Masz wyciągnąć z tego wnioski. – Smith podszedł do stołu.
Dziewczyna zaczęła głośno oddychać. Jej zestresowany oddech słyszał uważnie.
Miał tą świadomość, że boi się. Nie potrafił jej pomóc, pomimo że bardzo
chciał. – Są dwa warunki. Pierwszy, masz cały czas patrzeć w moją stronę.
Musisz uważnie śledzić moje ruchy. I drugi to taki, że nie możesz odezwać się
ani słowem. Nie warz się nawet pisnąć, bo zastrzelę ją jak psa. – A teraz
zdychaj z bezsilności i cierpienia. – Smith podwinął staromodną spódnicę którą
miała na sobie Blondynka. Pod wpływem jego dotyku przeszedł ją bardzo nie
przyjemny dreszcz, a jej oddech przyspieszył. Poczuła silne uderzenie na
pośladkach. Brak bielizny spowodował, że cios był bardziej dotkliwy. Starszy
mężczyzna szybko rozpiął rozporek w swoich spodniach i bez chwili wahania
wyciągnął z bokserek swojego penisa. Harry zaczął wewnętrznie panikować. Nie
wiedział co ma uczynić. Nie mógł na to patrzeć. Nie chciał widzieć jak jego
Słońce jest dotykane brudnymi, niemieckimi łapami. Major chwile naprężył swoją
męskość i gdy miał pewność, że osiągnęła odpowiednią erekcję przystąpił do
działania. Bez ostrzeżenie wszedł w ciało dziewczyny. Zaczęła krzyczeć i płakać. Prosiła aby przestał. Sprawiał jej
ból i ogromny dyskomfort. Czuła jakby rozrywało ją od środka. Przez łzy zaczęła
wykrzykiwać o pomoc. Błagała, aby Harry ją uratował. Nie potrafiła znieść tego.
Wykrzykiwała imię jej ukochanego, aż do czasu kiedy pomału zaczęła tracić
przytomność. Kiedy ostatecznie straciła kontakt z otoczeniem, Smith nadal bez
skrupułów gwałcił ją. Styles musiał patrzeć na to wszystko. Widział jak zadaje
jej ból, jak ją krzywdzi, jak doprowadza ją do łez i krzyku. Widział jak przez
niego straciła przytomność. Na samym końcu zauważył, że z dolnej części ciała
dziewczyny leci krew. Zszokowany szwab szybko wyciągnął z jej wnętrza swojego
penisa. Naciągnął na swoje biodra bokserki i spodnie, po czym pospiesznie
zawołał Heineia.
-Sprowadź tu szybko doktora Schillera! Szybko! – Smith
opuścił pomieszczenie w pośpiechu. Zostawił Harryego i nieprzytomną [T.I]. Po
policzkach chłopaka zaczęły spływać łzy. Nie potrafił wybaczyć sobie, że to on
do tego doprowadził. Miał sobie za złe, że nie zareagował kiedy wołała go o
pomoc, przecież obiecywał jej że nic złego jej się nie stanie. Stało się.
Dodatkowo najgorsza rzecz jaka mogła przytrafić się kobiecie. Przeżyła akt
gwałtu. Z bezsilności opuścił głowę i dawał upust swoim łzom. Nawet nie zauważył
kiedy jego sznury zostały odwiązane i on sam zmuszony był, żeby wstać.
-Chodź stary! Zaprowadzę cię w inne miejsce. Nie możesz na
to patrzeć. – Horan pomógł pozbierać się Harryemu, a on bez żadnych oporów dał
wyprowadzić się z sali do innego pomieszczenia gdzie miał zaznać chwile
spokoju. Smith doskonale wiedział, że Harry jest silnie fizycznie. Żadna praca
nie była dla niego trudna, dlatego postanowił zaatakować od jego psychicznej
strony. Uderzył w jego najsłabszy punkt. Skrzywdził jego ukochaną i tym samym
jego samego...
jest mi naprawdę przykro to mówić, ale
co raz częściej zastanawiam się nad zawieszeniem lub usunięciem bloga.
staram się jak mogę, żeby dodawać wam jak najczęściej jakiś imagin, a
wam zeszło ponad tydzień na pozbieranie 10 komentarzy, które kiedyś byliście w stanie zebrać w ciągu niecałych 24h i powiem więcej,
w ciągu tej całej doby potrafiliście nie raz uzbierać ponad 20 komentarzy.
nie mam pojęcia co teraz się stało.
to naprawdę przykre jeśli tak mało osób docenia moją pracę. :(
jest to dla mnie znak, że już nie podoba wam się to co piszę i myślę, że
to byłby odpowiedni moment aby zakończyć to wszystko. :(
jeszcze nie wiem co zrobię.
muszę poważnie się nad tym zastanowić.
jak na razie to macie tą część.
jeśli wszystko pójdzie takim samym tempem jak ostatnio
to następną część przeczytacie za tydzień.
wszystko zależy od was.
10+ komentarzy = next part.
przepraszam jeśli zawodzę was tym co piszę.
nie chciałam tego :(