Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 3 czerwca 2013

#113 Niall PART~5~

#113

*
Nie odzywała się. Milczała przez długi okres czasu. Nie dzwoniła. Nie pisała. Tak jakby wyparowała. Brakowało mi jej. Moje serce, które tak bardzo cieszyło się na jej widok teraz było smutne i przygnębione. Poza tęsknotą odczuwałem też niepokój. Martwiłem, że mogło jej się coś stać. Nie wybaczyłbym sobie gdyby stała jej się jakakolwiek krzywda. Moim skrytym zadaniem było ją chronić i trzymać rękę na pulsie w razie wypadku. Byłem bezradny w tamtym momencie. Nie miałem pojęcia co się z nią działo od około czterech dni. Ze względu, że nie odbierała moich telefonów, ani nie odpisywała na wiadomości postanowiłem sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Założyłem buty i bluzę, noce od ostatniego czasu stawały się co
raz chłodniejsze. Dość szybkim krokiem podszedłem pod dom dziewczyny. Brama była zamknięta, więc zadzwoniłem domofonem. Kilkakrotnie naciskałem przycisk. Denerwowałem się. Bałem się, że naprawdę się coś stało. Z każdą minutą moje serce wybijało co raz to szybsze rytmy. Z każdym następnym przyciśnięciem guzika czułem jak moje dłonie samoistnie drżą. Spojrzałem na jedno z okien jej domu. Żarzyło się w nim delikatne światło. Miałem już pewność, że jest u siebie. Przestałem molestować mały przycisk i próbowałem wspiąć się na ogrodzenie. Jednak było to błędem. Kiedy tylko dotknąłem siatki poczułem delikatne kopnięcie prądem. Ogrodzenie było pod napięciem. Nie miałem szans jak się tam przedostać. Zacząłem więc ją wołać. Wykrzykiwałem jej imię, za każdym razem co raz to głośniej. Nie obchodziło mnie, że obudzę całą okolicę. Chciałem tylko ją ujrzeć. Upewnić się, że nic jej nie jest. Że jest cała i zdrowa.
-No proszę, proszę. Kto to się tutaj pokusił? – usłyszałem głos za swoimi plecami. Odwróciłem się niemal natychmiast i dostrzegłem ironicznie roześmianą twarz Josha. Nie przyjemny dreszcz przeszedł po moich plecach gdy zobaczyłem ilu swoich ludzi przywlekł za sobą. Miałem tą świadomość, że skończy się to źle. Nie miałem drogi ucieczki, ale też nie chciałem uciekać. Ta pieprzona odwaga wyrażana była zawsze w nie tym momencie co trzeba.  – Sam Niall Horan, we własnej osobie. – zaśmiał się cicho. – Co ty sobie kurwa wyobrażasz? Że co? Że ona zaraz otworzy ci drzwi i rzuci się w twoje ramiona. – w tamtym momencie poczułem jak dwie osoby mocno ściskają moje ramiona. Nie byłem w stanie wykonać żadnego ruchu. Byłem bezradny.  – Oj biedny chłopczyk. Tak nie będzie. Spójrz tylko na siebie. Nie możesz jej nic zaoferować. – poczułem silne uderzenie w sam środek mojego brzucha. Zacząłem się dusić. – Jesteś nikim. – kolejny cios. Z moich ust zaczęła wypływać krew, która najprawdopodobniej przedostała się przez mój przełyk i gardło. – Nie masz pieniędzy, sławy. Co twoim zdaniem mógłbyś jej dać? – jeden z osiłków, który trzymał moje ramię, drugą ręką mocno chwycił za moje gardło i podbródek zmuszając mnie tym samym,
abym przeniósł swój wzrok na Devine.
-Miłość. – odpowiedziałem ostatkami sił. Wtem usłyszałem głośny śmiech kilkunastoosobowej grupy mężczyzn. Szydzili ze mnie i mojej szczerej odpowiedzi. Kolejny cios, lecz tym razem uprzedzony mocnym kopnięciem.
-Zabierzcie go. – to były ostatnie słowa jakie usłyszałem. Straciłem rachubę wszystkiego. Także utraciłem przytomność.
*
Obudziłem się cały obolały i przywiązany do krzesła. Usta miałem zakneblowane brudnym kawałkiem starej szmaty. Nie miałem jak wykonać chociażby najdrobniejszego ruchu. Po pierwsze każdy kosztował mnie ogromny wysiłek i ból, a po drugie sznury były naprawdę bardzo mocno uwiązane.
-Szefie! Obudził się! – do moich uszu dotarł głośny głos. Wszystko mnie bolało. Także uszy. Nie potrafiłem tego znieść. Przymrużyłem powieki z nadzieją, ze to chociaż trochę pomoże. Marne moje błagania. Bolało jeszcze bardziej.
-No nareszcie! – do pomieszczenia w którym się znajdowałem wszedł nie kto inny jak Josh. Usiadł on na ogromnym dębowym krześle wprost naprzeciw mnie. Podparł głowę o jedną swoją pięść i z dezaprobatą pokręcił głową. – Ileż można spać? Ale spokojnie. Już za chwilę znowu zaśniesz. – odparł spokojnie. - Tym razem na wieki. – moje źrenice poszerzyły się. Doskonale wiedziałem co to oznacza. Mimo tego przeraźliwego bólu nie chciałem jeszcze umierać. – Możesz już tu przyjść. – krzyknął i spojrzał w stronę wejścia. Mój wzrok także tam powędrował i już po chwili mogłem zobaczyć tam moją [T.I]. Dziewczyna podeszła do chłopaka wolnym krokiem i usiadła mu na jednym kolanie. Ten wyszeptał jej coś na ucho po czym złożył pocałunek na jej wargach. Ten widok ranił mnie jeszcze bardziej niż te sznury. Bolało jak cholera.
[T.I] podniosła się z jego kolana i wolnym krokiem ruszyła w moją stronę. Ominęła mnie, a ja cały czas wodząc za nią wzrokiem mogłem dostrzec iż w ręku trzyma pistolet. Ponownie spojrzałem na Josha, który z szyderczym uśmiechem przyglądał się wszystkiemu.
-W pistolecie jest tylko jedna kula. Uwierz mi, że ona nie chybi. Za długo ją tego uczyłem. -  zaśmiał się co przypominało bardziej rechot. – Chcesz coś jeszcze powiedzieć? – pokiwałem szybko twierdząco głową. – Ściągnij mu to, kochanie. – po chwili poczułem na swoim karku przyjemny dotyk jej delikatnych dłoni. Pomimo wszystko uważałem, że koił. Kochałem ją mimo iż wiedziałem że to ona ma mnie zabić. – Kiedy skończy już pieprzyć te wszystkie głupoty pociągniesz za spust, jasne? – chwila ciszy. – Zuch dziewczynka. Gadaj Horan co ci leży na sercu.
-Nie mam zbyt wiele do powiedzenia. – powiedziałem cicho. – Chciałem tylko powiedzieć, że…
-Sprężaj się. – poganiał mnie.
-Że kocham cię [T.I] – przymknąłem oczy i usłyszałem huk. Nie czułem już nawet bólu. Zdenerwowany otworzyłem swoje oczy. Rozejrzałem się po pomieszczeniu w którym panował lekki półmrok. Byłem kompletnie sam. Zdezorientowany  spojrzałem na swoje ręce. Nie było na nich sznurów, ani śladów po nich. Powiem więcej, nie siedziałem nawet na krześle. Leżałem otoczony ciepłą pościelą. Podniosłem się do pozycji siedzącej i trochę uważniej przyjrzałem się pokojowi. Kolor ścian przypominał mój pokój. Meble tak samo były łudząco podobne. Odwróciłem głowę w tył i dostrzegłem stojącą na półce ramki ze zdjęciami moim  i chłopaków, a także moim i [T.I]. Podrapałem się delikatnie po głowie starając sobie wszystko poukładać. Nagle usłyszałem czyjś głośny krzyk.
-Cholera jasna! Czy wy każdy wazon musicie rozwalić?! – podniosłem się z łóżka i delikatnie uchyliłem drzwi. Już wiedziałem gdzie jestem. Byłem w naszym wspólnym domu. Ruszyłem trochę pewniej schodami w dół. W salonie dostrzegłem Perrie, Harryego, Louisa i Zayna.
-Co tu się dzieje? – zapytałem przykuwając uwagę wszystkich.
-Otóż twoi kochani koledze rozwalili już piąty wazon w tym tygodniu. A tłumaczyłam im, że nie gra się w piłkę  nożną w domu! Cholera! Znowu dostanę opieprz od Liama, że was nie upilnowałam. Niech was szlag jasny trafi! – odpowiedziała zbulwersowana Pezz.
-To stąd taki huk? – zapytałem zaczynając kojarzyć wszystko.
-No a skąd by indziej miałby być?!
-Stary! Dłużej się nie dało spać? – zapytał kpiąco Harry
-Jak to długo?
-Jakieś osiem godzin. Jest po dwudziestej pierwszej. – dodał Zayn.
-O cholera. – zakląłem cicho. – A gdzie wszystkich wywiało?
-El i Maddie są na zakupach, Liam i Dan pojechali do rodziców Peazer, a [T.I] jest w swoim pokoju. –
Edwards odparła już nieco spokojniej.
-Co ci się śniło ciekawego? – zagaił nagle Lou. Olśniło mnie. Przecież to wszystko był sen. Długi, poniekąd piękny, ale sen. Uśmiechnąłem się, bo poczułem ten sam przypływ odwagi. Miałem przeczucie, że jeśli teraz się nie odważę mogę stracić. Nie odpowiadając na pytanie przyjaciela pognałem schodami na górę. Obrałem odpowiedni kierunek i bez pukania wszedłem do pokoju dziewczyny.
-Jestem w garderobie! – usłyszałem jej anielski głos. Szybko poszedłem za nim. [T.I] stała do mnie odwrócona tyłem. Wybierała jakieś ubranie. Przypomniało mi się, że miała spotkać się następnego dnia z Joshem. To dało mi jeszcze mocniejszego kopa odwagi. Zatrzymałem się na chwilę by napatrzyć się. Po chwili jednak odwróciła się w moją stronę. Uśmiechnąłem się delikatnie widząc ją bez makijażu i w okularach na nosie. Zacząłem zbliżać się do niej. Miałem już obrany cel. Musiałem go tylko wykonać. – Nialler? A co ty tu… - nie dokończyła, bo bez żadnego ostrzeżenia czy pytania wpiłem się w jej wargi. Rokoszowałem się smakiem jej delikatnych ust, który smakowały o niebo lepiej niż w moim śnie. Opuściłem swoje dłonie z jej policzków na talie. Byłem pewny, że ona też tego chce. Nawet na moment nie zaprzeczyła moim czułościom. Jednak w końcu oderwała się ode mnie. Od razu spojrzała w moje oczy. Uśmiechałem się do niej. Chciałem dać jej tym wiele do myślenia. Zaczesałem niesforny kosmyk jej włosów za ucho dziewczyny. Patrzyłem prosto w jej oczy i nie mogłem się od nich oderwać. Były zniewalające. – Co to było? – zapytała po chwili.
-Nic takiego. Po prostu zrobiłem coś co powinienem zrobić od dawna. – na jej twarz wkradł się delikatny uśmieszek.
-Jesteś odważny. – odparła po chwili. Ucałowała ponownie moje usta i dodała szeptem: - lubię takich.
~THE END~
TADAM! 
OTO I JEST OSTATNIA CZĘŚĆ! :D
tak dla sprostowania.
on nie był na dragach. spał.;)
*
mam nadzieję, że podobała Wam się ta część.:)
piszcie swoje opinie poniżej.:)
10+ komentarzy = next imagine.:) 


14 komentarzy:

  1. Nie wiem co napisać,więc powiem tak...: omgfhshxbjsnanxjsk *.* :3 kc

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieziemski, wspaniały, cudowny itp. To pare przymiotników, które opisują imagin

    OdpowiedzUsuń
  3. super! naprawdę masz talent, uwielbiam czytać twe imagi ;) czekam na więcej, nie pogniewam się jeśli znowu to będzie Niall

    OdpowiedzUsuń
  4. cuuuudowny *-* snjdnbhj ;d

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochany, świetny <3 Po prostu cudowny *.* ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Ej ;p pierwsza wersja to było że spi :p potem mówiłam ze jest na dragach ;p

    Super !!!

    OdpowiedzUsuń
  7. wiedziałam, ze śpi! słodki imagin, lubię takie (:
    czekam na kolejny! x

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow, to się nazywa talent ;)
    Świetnie się skończyło.
    Pozdrawiam i życzę weny! ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. Awwww..super gvhjshdbplgdavhtdehbxdduiyhkcsgjcfhbxkid.. :*

    OdpowiedzUsuń