#113
*
Nie odzywała się. Milczała przez długi okres czasu. Nie
dzwoniła. Nie pisała. Tak jakby wyparowała. Brakowało mi jej. Moje serce, które
tak bardzo cieszyło się na jej widok teraz było smutne i przygnębione. Poza
tęsknotą odczuwałem też niepokój. Martwiłem, że mogło jej się coś stać. Nie
wybaczyłbym sobie gdyby stała jej się jakakolwiek krzywda. Moim skrytym
zadaniem było ją chronić i trzymać rękę na pulsie w razie wypadku. Byłem
bezradny w tamtym momencie. Nie miałem pojęcia co się z nią działo od około
czterech dni. Ze względu, że nie odbierała moich telefonów, ani nie odpisywała
na wiadomości postanowiłem sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Założyłem
buty i bluzę, noce od ostatniego czasu stawały się co
raz chłodniejsze. Dość
szybkim krokiem podszedłem pod dom dziewczyny. Brama była zamknięta, więc
zadzwoniłem domofonem. Kilkakrotnie naciskałem przycisk. Denerwowałem się.
Bałem się, że naprawdę się coś stało. Z każdą minutą moje serce wybijało co raz
to szybsze rytmy. Z każdym następnym przyciśnięciem guzika czułem jak moje
dłonie samoistnie drżą. Spojrzałem na jedno z okien jej domu. Żarzyło się w nim
delikatne światło. Miałem już pewność, że jest u siebie. Przestałem molestować
mały przycisk i próbowałem wspiąć się na ogrodzenie. Jednak było to błędem.
Kiedy tylko dotknąłem siatki poczułem delikatne kopnięcie prądem. Ogrodzenie
było pod napięciem. Nie miałem szans jak się tam przedostać. Zacząłem więc ją
wołać. Wykrzykiwałem jej imię, za każdym razem co raz to głośniej. Nie
obchodziło mnie, że obudzę całą okolicę. Chciałem tylko ją ujrzeć. Upewnić się,
że nic jej nie jest. Że jest cała i zdrowa.
-No proszę, proszę. Kto to się tutaj pokusił? – usłyszałem
głos za swoimi plecami. Odwróciłem się niemal natychmiast i dostrzegłem
ironicznie roześmianą twarz Josha. Nie przyjemny dreszcz przeszedł po moich
plecach gdy zobaczyłem ilu swoich ludzi przywlekł za sobą. Miałem tą
świadomość, że skończy się to źle. Nie miałem drogi ucieczki, ale też nie
chciałem uciekać. Ta pieprzona odwaga wyrażana była zawsze w nie tym momencie
co trzeba. – Sam Niall Horan, we własnej
osobie. – zaśmiał się cicho. – Co ty sobie kurwa wyobrażasz? Że co? Że ona
zaraz otworzy ci drzwi i rzuci się w twoje ramiona. – w tamtym momencie
poczułem jak dwie osoby mocno ściskają moje ramiona. Nie byłem w stanie wykonać
żadnego ruchu. Byłem bezradny. – Oj
biedny chłopczyk. Tak nie będzie. Spójrz tylko na siebie. Nie możesz jej nic
zaoferować. – poczułem silne uderzenie w sam środek mojego brzucha. Zacząłem
się dusić. – Jesteś nikim. – kolejny cios. Z moich ust zaczęła wypływać krew,
która najprawdopodobniej przedostała się przez mój przełyk i gardło. – Nie masz
pieniędzy, sławy. Co twoim zdaniem mógłbyś jej dać? – jeden z osiłków, który
trzymał moje ramię, drugą ręką mocno chwycił za moje gardło i podbródek
zmuszając mnie tym samym,
abym przeniósł swój wzrok na Devine.
-Miłość. – odpowiedziałem ostatkami sił. Wtem usłyszałem
głośny śmiech kilkunastoosobowej grupy mężczyzn. Szydzili ze mnie i mojej
szczerej odpowiedzi. Kolejny cios, lecz tym razem uprzedzony mocnym kopnięciem.
-Zabierzcie go. – to były ostatnie słowa jakie usłyszałem.
Straciłem rachubę wszystkiego. Także utraciłem przytomność.
*
Obudziłem się cały obolały i przywiązany do krzesła. Usta
miałem zakneblowane brudnym kawałkiem starej szmaty. Nie miałem jak wykonać
chociażby najdrobniejszego ruchu. Po pierwsze każdy kosztował mnie ogromny
wysiłek i ból, a po drugie sznury były naprawdę bardzo mocno uwiązane.
-Szefie! Obudził się! – do moich uszu dotarł głośny głos.
Wszystko mnie bolało. Także uszy. Nie potrafiłem tego znieść. Przymrużyłem
powieki z nadzieją, ze to chociaż trochę pomoże. Marne moje błagania. Bolało
jeszcze bardziej.
-No nareszcie! – do pomieszczenia w którym się znajdowałem
wszedł nie kto inny jak Josh. Usiadł on na ogromnym dębowym krześle wprost
naprzeciw mnie. Podparł głowę o jedną swoją pięść i z dezaprobatą pokręcił
głową. – Ileż można spać? Ale spokojnie. Już za chwilę znowu zaśniesz. – odparł
spokojnie. - Tym razem na wieki. – moje źrenice poszerzyły się. Doskonale
wiedziałem co to oznacza. Mimo tego przeraźliwego bólu nie chciałem jeszcze
umierać. – Możesz już tu przyjść. – krzyknął i spojrzał w stronę wejścia. Mój
wzrok także tam powędrował i już po chwili mogłem zobaczyć tam moją [T.I].
Dziewczyna podeszła do chłopaka wolnym krokiem i usiadła mu na jednym kolanie.
Ten wyszeptał jej coś na ucho po czym złożył pocałunek na jej wargach. Ten
widok ranił mnie jeszcze bardziej niż te sznury. Bolało jak cholera.
[T.I] podniosła się z jego kolana i wolnym krokiem ruszyła w
moją stronę. Ominęła mnie, a ja cały czas wodząc za nią wzrokiem mogłem
dostrzec iż w ręku trzyma pistolet. Ponownie spojrzałem na Josha, który z
szyderczym uśmiechem przyglądał się wszystkiemu.
-W pistolecie jest tylko jedna kula. Uwierz mi, że ona nie
chybi. Za długo ją tego uczyłem. -
zaśmiał się co przypominało bardziej rechot. – Chcesz coś jeszcze
powiedzieć? – pokiwałem szybko twierdząco głową. – Ściągnij mu to, kochanie. –
po chwili poczułem na swoim karku przyjemny dotyk jej delikatnych dłoni. Pomimo
wszystko uważałem, że koił. Kochałem ją mimo iż wiedziałem że to ona ma mnie
zabić. – Kiedy skończy już pieprzyć te wszystkie głupoty pociągniesz za spust,
jasne? – chwila ciszy. – Zuch dziewczynka. Gadaj Horan co ci leży na sercu.
-Nie mam zbyt wiele do powiedzenia. – powiedziałem cicho. –
Chciałem tylko powiedzieć, że…
-Sprężaj się. – poganiał mnie.
-Że kocham cię [T.I] – przymknąłem oczy i usłyszałem huk.
Nie czułem już nawet bólu. Zdenerwowany otworzyłem swoje oczy. Rozejrzałem się
po pomieszczeniu w którym panował lekki półmrok. Byłem kompletnie sam.
Zdezorientowany spojrzałem na swoje
ręce. Nie było na nich sznurów, ani śladów po nich. Powiem więcej, nie
siedziałem nawet na krześle. Leżałem otoczony ciepłą pościelą. Podniosłem się
do pozycji siedzącej i trochę uważniej przyjrzałem się pokojowi. Kolor ścian
przypominał mój pokój. Meble tak samo były łudząco podobne. Odwróciłem głowę w
tył i dostrzegłem stojącą na półce ramki ze zdjęciami moim i chłopaków, a także moim i [T.I]. Podrapałem
się delikatnie po głowie starając sobie wszystko poukładać. Nagle usłyszałem
czyjś głośny krzyk.
-Cholera jasna! Czy wy każdy wazon musicie rozwalić?! –
podniosłem się z łóżka i delikatnie uchyliłem drzwi. Już wiedziałem gdzie
jestem. Byłem w naszym wspólnym domu. Ruszyłem trochę pewniej schodami w dół. W
salonie dostrzegłem Perrie, Harryego, Louisa i Zayna.
-Co tu się dzieje? – zapytałem przykuwając uwagę wszystkich.
-Otóż twoi kochani koledze rozwalili już piąty wazon w tym
tygodniu. A tłumaczyłam im, że nie gra się w piłkę nożną w domu! Cholera! Znowu dostanę opieprz
od Liama, że was nie upilnowałam. Niech was szlag jasny trafi! – odpowiedziała
zbulwersowana Pezz.
-To stąd taki huk? – zapytałem zaczynając kojarzyć wszystko.
-No a skąd by indziej miałby być?!
-Stary! Dłużej się nie dało spać? – zapytał kpiąco Harry
-Jak to długo?
-Jakieś osiem godzin. Jest po dwudziestej pierwszej. – dodał
Zayn.
-O cholera. – zakląłem cicho. – A gdzie wszystkich wywiało?
-El i Maddie są na zakupach, Liam i Dan pojechali do
rodziców Peazer, a [T.I] jest w swoim pokoju. –
Edwards odparła już nieco
spokojniej.
-Co ci się śniło ciekawego? – zagaił nagle Lou. Olśniło
mnie. Przecież to wszystko był sen. Długi, poniekąd piękny, ale sen.
Uśmiechnąłem się, bo poczułem ten sam przypływ odwagi. Miałem przeczucie, że
jeśli teraz się nie odważę mogę stracić. Nie odpowiadając na pytanie
przyjaciela pognałem schodami na górę. Obrałem odpowiedni kierunek i bez
pukania wszedłem do pokoju dziewczyny.
-Jestem w garderobie! – usłyszałem jej anielski głos. Szybko
poszedłem za nim. [T.I] stała do mnie odwrócona tyłem. Wybierała jakieś
ubranie. Przypomniało mi się, że miała spotkać się następnego dnia z Joshem. To
dało mi jeszcze mocniejszego kopa odwagi. Zatrzymałem się na chwilę by
napatrzyć się. Po chwili jednak odwróciła się w moją stronę. Uśmiechnąłem się
delikatnie widząc ją bez makijażu i w okularach na nosie. Zacząłem zbliżać się
do niej. Miałem już obrany cel. Musiałem go tylko wykonać. – Nialler? A co ty
tu… - nie dokończyła, bo bez żadnego ostrzeżenia czy pytania wpiłem się w jej
wargi. Rokoszowałem się smakiem jej delikatnych ust, który smakowały o niebo
lepiej niż w moim śnie. Opuściłem swoje dłonie z jej policzków na talie. Byłem
pewny, że ona też tego chce. Nawet na moment nie zaprzeczyła moim czułościom.
Jednak w końcu oderwała się ode mnie. Od razu spojrzała w moje oczy.
Uśmiechałem się do niej. Chciałem dać jej tym wiele do myślenia. Zaczesałem
niesforny kosmyk jej włosów za ucho dziewczyny. Patrzyłem prosto w jej oczy i
nie mogłem się od nich oderwać. Były zniewalające. – Co to było? – zapytała po
chwili.
-Nic takiego. Po prostu zrobiłem coś co powinienem zrobić od
dawna. – na jej twarz wkradł się delikatny uśmieszek.
-Jesteś odważny. – odparła po chwili. Ucałowała ponownie
moje usta i dodała szeptem: - lubię takich.
~THE END~
TADAM!
OTO I JEST OSTATNIA CZĘŚĆ! :D
tak dla sprostowania.
tak dla sprostowania.
on nie był na dragach. spał.;)
*
mam nadzieję, że podobała Wam się ta część.:)
piszcie swoje opinie poniżej.:)
10+ komentarzy = next imagine.:)
Nie wiem co napisać,więc powiem tak...: omgfhshxbjsnanxjsk *.* :3 kc
OdpowiedzUsuńNieziemski, wspaniały, cudowny itp. To pare przymiotników, które opisują imagin
OdpowiedzUsuńsuper! naprawdę masz talent, uwielbiam czytać twe imagi ;) czekam na więcej, nie pogniewam się jeśli znowu to będzie Niall
OdpowiedzUsuńcuuuudowny *-* snjdnbhj ;d
OdpowiedzUsuńŚwietny <3
OdpowiedzUsuńPiekny!!!! <3
OdpowiedzUsuńKochany, świetny <3 Po prostu cudowny *.* ♥
OdpowiedzUsuńZAAAAJEEEBISSSTEEE
OdpowiedzUsuńcudowny<3
OdpowiedzUsuńEj ;p pierwsza wersja to było że spi :p potem mówiłam ze jest na dragach ;p
OdpowiedzUsuńSuper !!!
wiedziałam, ze śpi! słodki imagin, lubię takie (:
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny! x
Wow, to się nazywa talent ;)
OdpowiedzUsuńŚwietnie się skończyło.
Pozdrawiam i życzę weny! ;D
Super :)
OdpowiedzUsuńAwwww..super gvhjshdbplgdavhtdehbxdduiyhkcsgjcfhbxkid.. :*
OdpowiedzUsuń