#115
Ta historia odbiega trochę od teraźniejszych czasów. Działo
się to bowiem kilkadziesiąt lat wcześniej.
Nie był wtedy luksusów, wręcz przeciwnie. Bieda z nędzą. Brak było
pieniędzy na cokolwiek. Ciężko było utrzymać kilkuosobową rodzinę z marnej
pensji ojca czy dziadka. Z dnia na dzień co raz popularniejsze stawało się
wysyłanie młodych chłopców i młode dziewczynki do pracy. Zazwyczaj były to
prace siłowe na polach. Nikt nikogo nie oszczędzał. Czasami zdarzało się tak,
że stosowana przemoc, aby przyspieszyć działania. Każdy doskonale wiedział, że
pracuje aby zarobić na jedzenie czy liche ubrania. To właśnie w takich
warunkach i takich okolicznościach mały chłopczyk o brązowych lokach poznał
drobną
blondyneczkę. Mieli wtedy po siedem lat, a już zmuszeni byli pracować. Z
początku nienawidzili tego. Z czasem gdy zaczęli spędzać więcej czasu ze sobą
polubili swoje przymusowe zajęcia. To właśnie wtedy oznacza się początek ich
długiej, wspólnej historii dla której wątki cały czas wymyślało życie współpracujące z losem, który nie zawsze
okazywał się być łaskawym. Nie narzekali. Mieli siebie obok. Dwójka przyjaciół,
kochająca się ponad życie.
*kilka lat później*
-I tak mnie nie złapiesz! – krzyknęła szybko przemieszczając
się pomiędzy wysokimi zaroślami i rosłymi pniami drzew liściastych oraz
iglastych.
-Założymy się? – zaśmiał się i przyspieszył. Gonił swoją
przyjaciółkę do czasu aż nie zwolniła. – Nie masz szans! – biegł jeszcze przez
chwilę po czym chwycił dziewczynę za ramiona i pociągnął do siebie. Pod wpływem
szarpnięcia zachwiała się i runęła na Harryego. Z ich ust wydobył się gromki
śmiech. Nie potrafili się opanować. – Mówiłem, że cię złapię. – zaczesał kosmyk
jej blond włosów za ucho.
-Myślałam, że zdołam uciec. – udawała przejęcie całą
zaistniałą sytuacją w której się znajdowała. On ujął jej twarz w dłonie,
uśmiechnął się do niej szarmancko.
-Przede mną nie uciekniesz. – zbliżył do niej swoją twarz i
złączył ich usta w pocałunku. Pieścił delikatnie swoimi ustami drobne wargi
dziewczyny. Starał się wyciągnąć z nich jak najwięcej pasji i miłości, która
była nie zbędna dla niego. Nie potrafił bez niej żyć, tak jak ona bez niego.
Byli dla siebie wszystkim. Akceptowali każdą swoją wadę i zaletę. Kochali się.
Wspierali nawzajem. Byli idealną parą. Wielu im tego zazdrościło.
Chłopa przewrócił ich tak, że to on leżał na dziewczynie.
Leżeli na lekko wilgotnej od rosy trawie gdzieś w głębi lasu na polanie. Tam
nikt nie mógłby ich znaleźć i przeszkodzić im cieszyć się sobą. Byli tam sami i
mogli korzystać z dnia wolnego od pracy. Każdą taką chwilę spędzali w tamtym
miejscu i w takim
towarzystwie. Nie chcieli nic więcej do szczęścia. Mieli
siebie i to im wystarczało.
Ich wspólną chwilę zakłócił głośny huk. Oderwali się migiem
od siebie i jednocześnie spojrzeli w miejsce z którego dochodził hałas. W
pewnym momencie usłyszeli wycie syren alarmowych. Szybko wstali. Harry chwycił
[T.I] za rękę i zaczął biec w stronę ich małego miasteczka. Wiedzieli, że coś
poważnego się stało. Nigdy bowiem bez powodu nie uruchamiano alarmu. Próbowali
zachować spokój, aż do czasu gdy dowiedzą się co dokładnie się stało. Wbiegli
na teren miasta w którym żyli i pracowali. Wszędzie roiło się od żołnierzy w
obcych mundurach. Gdzie niegdzie widać było buchający dym i płomienie.
Mieszkańcy w popłochu opuszczali swoje domy z małymi walizeczkami w dłoni i
uciekali w każdym możliwym kierunku. Harry i [T.I] nie wiedzieli co się dzieje.
Patrzyli z przerażeniem na cały ten tragiczny obraz malujący się tuż przed nimi. Po chwili
chłopakowi rzuciła się w oko grupa ludzi idąca w stronę wielkiego wozu
policyjnego. Każdy miał związane na plecach ręce i głowy skierowane w dół.
Wśród tego tłumu Harryemu rzucił się w oczy chłopak o blond włosach – Niall,
wraz ze swoją rodziną przybył kilka lat wcześniej do Holmes Chapel. Jego ojciec
założył mały warsztat stolarski, który przynosił im dość wielkie zyski. Ludzie
z większych miast często przyjeżdżali do pana Horana, aby zamówić u niego jakiś
solidnie wykonany mebel. Uchodzili za najbogatszych mieszkańców tego miasta. Z
racji tego, że byli sąsiadami rodziny Styles często zapraszali ich do siebie.
Nie byli skąpi. Przeciwnie. Byli otwarci na gości i często organizowali wspólne
obiady. Ich rodzice byli przyjaciółmi. Oni sami dobrze się dogadywali.
Dziewczyna Harryego miała okazję poznać Blondyna, jednak nie rozmawiali po tym
zbyt wiele razy.
-Gdzie oni ich biorą? – zapytała [T.I] łamiącym się głosem.
-Nie mam pojęcia. – odparł próbując zachować spokój.
Wpatrywali się w to wszystko nie mając pojęcia co się dzieje, kiedy nagle
podbiegł do nich mały chłopczyk. Był cały zapłakany. Nie wiedział co ma ze sobą
zrobić. [T.I] puściła dłoń Harryego i przysunęła chłopca do siebie. Objęłam go
swoimi ramionami, a ten mocno wtulił się w jej ciało.
-Zabrali mi moją mamusię. – powiedział cały czas płacząc.
-Kto ci ją zabrał? – zapytała gładząc chłopca po drobnej
główce.
-Ci w mundurach. – Dziewczyna przeniosła swój wzrok na
chłopaka. On cały czas patrzył na nią i jednocześnie próbował poskładać
wszystko w logiczną całość. Donośne okrzyki ‘sprawdźmy jeszcze tutaj’ dobiegło
do ich uszu. Po ciele Blondynki przebiegł nie przyjemny dreszcz, który można by
powiedzieć był bardzo przeszywający. Bała się i to bardzo. Pierwszy raz w życiu
doznała takiego dziwnego uczucia nieopanowanego lęku przed światem.
-Stać! – gruby, męski głos rozbrzmiał w jej uszach. –
Wstawaj! – krzyknął po raz kolejny, a jej ciało samo bezwładnie wyprostowało
się.
-Może więcej szacunku dla kobiety? – zaprotestował Styles.
Mężczyzna spojrzał na niego spode łba i nie wahając się uderzył Harryego mocno
w brzuch.
-Jeszcze słowo szczylu! – ponownie spojrzał na [T.I] która
była sparaliżowana strachem. – Do wozu! Cała trójka! – przerażenie wzrosło.
Dziewczyna poczuła jak czyjaś dłoń splata się z jej dłonią. Spojrzała na Harryego,
który dalej zwijając się z bólu starał się być jak najbliżej ukochanej.
-Gdzie nas bierzecie? – zapytał malec, który w dalszym ciągu
trzymał drugą dłoń [T.I]. Żołnierz spojrzał na niego z pogardą, pokręcił głową
z dezaprobatą.
-Do obozu. Będziecie pracować na rzecz naszego przywódcy.
-Ale dlaczego? – mężczyzna zatrzymał się i uklęknął przed
chłopcem. Popatrzył mu się prosto w oczy, aż mały cofnął się w tył.
-Czy twój tatuś pomagał w 1943 roku polskim wojskom?
-Tak. – odparł niepewnie.
-Więc będziesz pracował za to, że twój ojciec pomagał tym
polskim skurwysynom! – krzyknął i popchnął chłopca do błota. – Ruszać się
szybciej! – Harry wziął małego na ręce i
spojrzał [T.I] w oczy. Oboje wiedzieli, że trwała wojna pomiędzy Polską,
a Niemcami, jednak nie zdawali sobie sprawy, że ich też dotknie za to kara.
Byli bezradni. Nie mieli broni, ani schronienia. Bali się, że któremuś z nich
coś się stanie. Nie przeżyli by śmierci swojej drugiej połówki...
PRZEPRASZAM!
nie było mnie tyle czasu.
przepraszam.
moja kuzynka ze Stanów jest u mnie i muszę poświęcać jej więcej czasu.
nie widziałam jej bardzo długo, ale to już chyba pisałam wcześniej.
przepraszam <3
*
co do imaginu to będzie trochę inny niż zwykle.
akcja nie toczy się w naszych czasach tylko jak się zapewne wielu z was domyśla, w czasach II wojny światowej.
mam nadzieję że Wam się całość spodoba (:
piszcie co o tym myślicie. (:
10+ komentarzy = next part (: xx