Ten imagin dedykuje Kindze <3
Mam nadzieję, że mimo wszystko ci się spodoba :)
#127
-Zayn, ja jeszcze nie jestem gotowa na dzieci. – kłamałam.
Od zawsze chciałam mieć dwójkę. Już w liceum brałam dodatkowe kursy mające
poprawić moje zdolności w opiece nad dziećmi. Moim wielkim marzeniem było mieć
córkę i syna. Chciałam mieć taką idealną rodzinę. – Musisz to zrozumieć.
-Tyle razy o tym rozmawialiśmy. Co ci przeszkadza mieć w tym
wieku dziecko? – właśnie w tym był problem. Nic mi nie przeszkadzało. Może
jedynie to iż gorliwość Malika była nie do wytrzymania. Bałam się, że po
porodzie mogło by mu się nagle odwidzieć bycie tatusiem. Nie chciałam na to
narażać biednego niewiniątka, które mogło by się wychowywać bez ojca – tak jak
to ja miałam. Moja trauma z dzieciństwa bez męskiego wsparcia kolidowała z moją
decyzją, przemawiając jednoznacznie na niekorzyść. Spojrzałam na chłopaka z
grymasem na twarzy. On jedynie wpatrywał się we mnie z wielką ciekawością.
Miałam wrażenie, że jego wzrok prześwietla mnie na wylot. Nie wiedziałam co mam
mu odpowiedzieć. Nie mogłabym tak po prostu oznajmić ‘ Hey Zayn, nie chcę mieć
z tobą jeszcze dziecka, bo boję się że zmienisz
zdanie’. Brzmiało by to jak
kompletny brak zaufania do niego. Na pewno zraniło by to jego serce. Mogę się
założyć, że miałby mi to za złe. Czy to tak, źle że chciałam jeszcze zaczekać?
Czy to naprawdę źle, że byłam odpowiedzialna i działałam racjonalnie? On tego
nie przyjmował do wiadomości. Był zaślepiony. Zazdrościł Louisowi i Eleanor ich
pierwszego dziecka. Ale do cholery jasnej. Oni są starsi od nas. Podejrzewam,
że nie wiele osób w naszym wieku zdecydowałoby się na ten poważny krok. Dziecko
– to do czegoś zobowiązuje. Trzeba być sumienny i odpowiedzialny. My byliśmy
jeszcze smarkaci i prawdę powiedziawszy za bardzo zwariowani. Wszystko
przemawiało za kategorycznym NIE.
-Zaczekajmy z tym jeszcze Zayn. Zobaczysz, że później
będziesz mi za to dziękował. – wysiliłam się na blady uśmiech.
-Ile mam czekać? Kiedy dla ciebie będzie odpowiedni moment?
-Nie mam pojęcia.
-To zastanów się i daj mi znać. – mulat podniósł się na
równe nogi i ruszył w stronę drzwi.
-Gdzie idziesz? – zapytałam lekko przerażona.
-Do Harryego. Będziemy oglądać mecz. – oznajmił po czym
usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Schowałam twarz w dłonie. Byłam bezradna na
jego charakter. Chłopak ewidentnie gniewał się na mnie i nie miałam zielonego
pojęcia co z tym faktem zrobić.
*dwa tygodnie później*
-Kochanie, możesz się pospieszyć? Myślę, że Caroline nie
będzie zadowolona jeśli ZNOWU się spóźnimy. – zawołałam z dołu czekając, aż
Królewicz się w końcu zjawi na dole. – Zayn!
-Już idę!
-Pobyt w łazience zajmuje ci więcej czasu niż mi. –
zaśmiałam się lustrując jego postać od dołu do góry. Na jego twarzy pojawił się
tylko uroczy uśmiech. Nic nie odpowiedział.
Chwyciłam klucze leżące na szafce i wspólnie ruszyliśmy w
stronę samochodu, aby móc świętować narodzenie się córki Watsonów.
*
Gdy tylko przekroczyliśmy próg mieszkania Caroline, Zayn od
razu ruszył w stronę salonu. Zasiadł wraz z jej mężem na wielkiej skórzanej
kanapie i wdał się z nim w rozmowę. Pokręciłam głową z dezaprobatą. Poszłam w
ślady pani domu i zaczęłam pomagać wkuchni doprawiać ostatnie potrawy, które
miały pojawić się na stole.
-Mogę pójść zobaczyć Małą? – usłyszałam za sobą tak dobrze
znany mi głos chłopaka. Nie odwracałam
się, bo wiedziałam, że nie było to kierowane
w moją stronę.
-Tak, oczywiście. Tylko musisz być w miarę cicho. Brooklyn
nie dawno zasnęła. – odparła Caroline z uśmiechem.
-Ma się rozumieć! – odpowiedział dość głośno. – Zawołajcie
mnie proszę jak będzie gotowe. – powiedział na odchodne.
*
Chwile nam jeszcze zajęło zanim wszystko było gotowe i
podane do stołu. Goście zajęli już swoje miejsca i zaczynali brać się za
jedzenie. Spojrzałam w stronę schodów przypominając sobie, że Zayn wciąż jest w
pokoju córki Watsonów. Bez słowa wstałam i ruszyłam w obranym kierunku. Powoli
zmierzałam w stronę lekko uchylonych drzwi które znajdowały się na samym końcu
nie długiego korytarza. Mogłam usłyszeć cichutkie odgłosy wydawane przez
niemowlaka. Uśmiechnęłam się sama do siebie i bezszelestnie otworzyłam drzwi.
Zayn siedział tyłem do mnie na dwuosobowym łóżku. Na rękach trzymał małą
dziewczynkę. Właściwie to przytulał jej drobniutkie ciałko do swojej klatki
piersiowej. Delikatnie gładził Brooklyn po pleckach i śpiewał coś ściszonym
tonem.
Śpiewał jej kołysankę. Wyglądało to jak obrazek z jakiejś
bajki. Wszystko wyglądało na idealne a realny świat zdawał się dla Zayna nie
istnieć. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Będzie wspaniałym ojcem w przyszłości. – usłyszałam cichy
szept Caroline za sobą.
-Też mi się tak wydaje. – odparłam cały czas patrząc na
malowniczy widok.
-Myślisz, że dasz mu szansę, żeby sprawdził się w tej roli?
-Na pewno. – mój
uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej na decyzję, którą ostatecznie podjęłam.
– I myślę, że będzie to już wkrótce.
zawaliłam po całości.
przepraszam :(
*
wiecie co robić :(